
Budząc się po wiekach snu, stary Szaman zdecydował, że musi jak najszybciej przejąć kontrolę nad Wysokim Stołem i że potrzebna jest silna wiadomość. Jarl Gorm był pierwszy. Ze swoim mistrzem Njalem i kochanką Astrid u boku, Jarl został podstępem zmuszony do podjęcia wyzwania. Widząc, jak jego wojownicy zostali z łatwością pokonani przez starca, Gorm stracił panowanie nad sobą, a następnie własne życie. Żałując swojego wybuchu, Timoleon uleczył lodem okaleczoną rękę byłego mistrza Gorma i nadał mu imię Frosthand, wiedząc, że czyn legendy rozprzestrzeni wieści o jego powrocie szybciej niż on sam.
Rozważając swój następny ruch, Timoleon zdecydował, że szamani już dawno stracili szacunek, którym kiedyś się cieszyli, i wstrzymał plany dotyczące Wysokiego Stołu. Zebrawszy swoich rówieśników, opracował plan: usunąć tych jarlów, którzy słuchają Volvów i roszczą sobie prawo do wpływania na Wysoki Stół. Celem było zastąpienie jak największej liczby marionetkowych królów Volvów przed początkiem lata, kiedy to najsilniejsza z marionetek, Gudmund, popłynie na południe, by najechać południowców. Zima i wiosna okazały się pomyślne, a szamani odzyskali wiele z tego, co utracili. Choć Volvowie wciąż zasiadali przy Wysokim Stole, Timoleon zastanawiał się, czy należy teraz podejść do nich bezpośrednio, czy też można zdobyć wpływ na Gudmunda dzięki południowemu złotu.
Zachęcony radą swojego młodego rówieśnika Eingara, Timoleon w końcu poszukał pozłacanego wsparcia hanzeatyckiej gildii kupieckiej. Aby to osiągnąć, nie zagrażając ich neutralności, popłynął na południe od kupieckiego miasta Kaupannhoff i przez morze, na ziemie Dzieci Ognia. Tam odwiedził Riimburg, gdzie rządziła królowa Iselinn Sandor, jedną nogą w Konklawe Królestw, a drugą w Tingach Nords. Wstrząśnięty zmienionym światem, który napotykał na każdym kroku, stary szaman postanowił się dostosować i przestrzegał południowej etykiety wobec królowej. Wdzięczna za jego gest, królowa zaaranżowała prywatne spotkanie, z dala od wścibskich oczu południa i północy na jej dworze.
Podczas rozmowy Timoleon docenił wartość królowej. Oferując sojusz między nim a jej królestwem, ujawnił, że zamierza odciągnąć Nords od środkowej ścieżki szlachetnego barbarzyństwa, którą zdawali się podążać. Zapowiedział królowej, że Mannheim czeka wojna, której jednak nie nazwał ani nie opisał. Niewzruszona niejasnymi przepowiedniami, ale pełna szacunku, królowa zażądała bardziej namacalnych planów, a Timoleon zobowiązał ją: starał się wpłynąć na Wysoki Stół. Jej złoto pozwoliłoby mu zadecydować o losie Gudmunda, który najechał i spędził zimę w Riismarku, jej wojownicy mogliby zapewnić wsparcie w przypadku wybuchu wojny w Mannheim, a jej pozycja jako królowej południowców mogłaby pomóc ochronić Mannheim przed królestwami. Zaoferował współpracę i wsparcie Wysokiego Stołu, pozwalając jej być głównym kontaktem między Mannheimem a królestwami; i wszystko, co oznaczałoby to dla handlu jej królestwa. Zgadzając się, Iselinn zaoferowała szamanowi swój dumny statek, Gwiazdę Północy, który postanowił wykorzystać go do pokazu siły i wsparcia podczas rejsu do miasta Aarheim, należącego do Wysokiego Króla.
W Aarheim Timoleon nie tracił czasu. Upewniwszy się, że zarówno on, jak i Gwiazda Północy są widoczni w porcie, natychmiast wyruszył do siedziby Najwyższego Króla, pozostawiając swoim wrogom jak najmniej czasu na reakcję. Tam jednak czekał na niego jeden z Volvów: Astrid, była towarzyszka Jarla Gorma, zanim Timoleon go zabił. W powściągliwej wymianie zdań pod okiem zgromadzonego tłumu, Astrid zakwestionowała intencje szamana. Oskarżyła go, twierdząc, że samo jego istnienie i obecność skazuje Nords na los, przed którym on i jego szamani twierdzili, że chcą ich chronić; na kradzież ich przeznaczenia przez bogów. Gdy podzielony w wierzeniach tłum nadal się gromadził, zasugerowała, że jedynym rozwiązaniem byłoby, gdyby ją objął, znak pokoju między Volvą a szamanami. Timoleon zgodził się, ale dopiero wtedy, gdy doszedł do wniosku, że gest ten jest praktycznie bez znaczenia. Astrid nie przemawiała w imieniu Volvów, tak jak on nie przemawiał w imieniu bogów. Razem udali się na spotkanie z Najwyższym Królem.
Radując się z tego, czego byli świadkami, tłum świętował miodem pitnym i piwem to, czego byli świadkami: pokój między szamanami i volvami. Wśród nich był Njal Frosthand, wierny wyznawca Timoleona. Pozwalając swoim rówieśnikom świętować, nie żywił złudzeń: pokój był tylko efemeryczny. Żaden świt w Mannheim nigdy nie przyniósł pokoju. Wojna między Volvami a Szamanami była nieunikniona, starcie o przyszłość, o to, co będzie w przyszłości. duszaNords.
Świat nieustannie się zmienia, a tym bardziej dla kogoś takiego jak Timoleon. Przebudzony po wiekach snu, legendarny szaman spogląda na swój lud i ledwo rozpoznaje jego zwyczaje, życie i tych, którzy dzierżą władzę. Co najgorsze, jego szamani są ignorowani, zastępowani przez Volvów i ich plany.
( Wybór: )
Aagolmur to miejsce, w którym bije serce Mannheim... i gdzie Timoleon postanowił przypomnieć światu, czym jest szaman.
Wzgórza rozbrzmiewały hałaśliwym śmiechem pijanych mężczyzn nawet przez solidne drewniane ściany, które powstrzymywały wyjącą wichurę. Ryczące ogniska i piwo ogrzewały mężczyzn, którzy pili i weselili się pomimo nieuzasadnionej zamieci, a czerwone i złote światło, które rzucali, świeciło przez małe szczeliny między belkami długiego domu. U wezgłowia stołu siedział Gorm, jarl i władca tych ziem, a jego wybranka, Astrid, spoczywała leniwie na jego kolanach, rozmawiając z cichą intensywnością ze swoim sąsiadem, Skarde z Livmaru. Wokół nich mężczyźni pili i śpiewali do melodii Skalda, ich szorstkie głosy niemal wyciągały zaskakująco złożone melodie, które wydobył ze swojej dråmby. Pomimo narzekań na przenikliwe zimno i domagania się szybkiego zamknięcia drzwi, tylko kilku gości zauważyło, że drzwi otworzyły się, by wpuścić zgarbionego starca. Jeszcze mniej osób zwróciło uwagę na jego ostrożne kroki od drzwi, teraz na szczęście zamkniętych, do ojcowskiego skraju długiego domu, gdzie siedział skald. Dopiero gdy skald przestał grać i zaczął rozmawiać ze starszym, mężczyźni zaczęli zwracać na niego uwagę. Dopiero gdy skald zeskoczył ze stołka i chwiejnym krokiem udał się do jarla, wystarczająca liczba mężczyzn zauważyła szacunek, jakim skald darzył starego nieznajomego, a słowo szaman zaczęło być szeptane po całej sali. Uważnie wsłuchując się w nastroje mężczyzn, Astrid szybko wyczuła zmieniający się nastrój w sali, mimo że była pochłonięta szczegółami propozycji Gorma dla Skarde... Nie żeby nie była ich świadoma, skoro to ona zaproponowała tę współpracę w pierwszej kolejności. Niestety, nim podniosła głowę i skierowała swoje kocie oczy na intruza, skald zdążył przyprowadzić go do czystego kręgu, nim jarl i ludzie zdążyli się uciszyć. Cholera, pomyślała... nie ma szans na załatwienie tego po cichu i skutecznie... Z czasem nawet Gorm zauważył ciszę, a może jej własną zmienioną postawę, i odwrócił się do intruza. Zanim ten zdążył się odezwać, skald uklęknął i przemówił pewnym i wyraźnym głosem. Mój panie, chciałbym spełnić swój obowiązek i przedstawić ci szamana, który podróżował daleko, by zaoferować swoją mądrość. Skald zarumienił się na niezadowolony syk Astrids i nie mógł ukryć zaskoczenia, gdy szaman wystąpił naprzód i przedstawił się. Jestem Timoleon, być może znany tobie i twoim krewnym jako Lew - powiedział ze spokojną pewnością siebie. Przychodzę, by odebrać to, co mi się należy. Siedzisz na moim krześle. W kilkusekundowej ciszy, która po tym nastąpiła, dało się słyszeć kocie kroki. Korzystając z chwili, Astrid zaśmiała się pogardliwie, a mężczyźni poszli w jej ślady. Wkrótce niemal cała sala śmiała się z bezczelnej głupoty szamanki. Właściwie jedyną osobą, która się nie śmiała, był Skald. Który rzeczywiście bardzo zbladł.
( Wybór: )
Brak szacunku nie będzie tolerowany. Dam tym szczeniakom nauczkę, której szybko nie zapomną. Zajmę się tym bałaganem, gdy ich krew będzie zimna, a alkohol, który otępia ich zmysły, wypłynie z ich ciał.
Śmiech wojowników odbijał się od ścian, ale Timoleon pozostał niewzruszony.
"Słowa zostały wypowiedziane. Wyzwanie zostało rzucone" - przypomniał tłumowi. "Odpowiadaj albo zostaniesz nazwany tchórzem". Śmiech nie ustawał, dopóki mężczyźni nie ujrzeli wściekłości wzbierającej w oczach Gorma.
Te słowa będą cię kosztować życie, starcze - powiedział, gestem wskazując na jednego z wybranych wojowników. Einulf, zawsze chętny do wykazania się, wystąpił naprzód, dobywając miecza.
Albo jesteś odważny, albo naćpany, starcze - powiedział młody wojownik, przyglądając się swojemu skulonemu wrogowi, podczas gdy wojownicy starali się utworzyć krąg. Mogłeś błagać o życie i ujść z życiem, zanim wypowiedziałeś te słowa. A teraz... - wzruszył ramionami, jakby chciał podkreślić bezsens położenia Timoleona.
Wojownik rzucił się do ataku, wyciągając w pełni ramię z mieczem i z niesamowitą prędkością kierując ostrze w stronę starszego, chcąc szybko zakończyć tę farsę.
To małe tasowanie kosztowało go życie. Timoleon był starszy, wolniejszy i słabszy od swojego przeciwnika, ale kiedy tak wyraźnie telegrafował swój ruch, nie było potrzeby używania szybkości ani siły. Szybki krok w bok i ostry obrót ciała pozwoliły mu ustawić zaostrzony koniec laski w linii, gdy młody wojownik użył całej wybuchowej mocy swojego błyskawicznego skoku, by przebić się przez gardło.
Sala zawyła ze śmiechu, gdy popłynęła krew, a wiotkie ciało Einulfa zwiotczało i w końcu opadło bezwładnie na podłogę. Einulf nie był lubiany w Sali, a jego szybka porażka była powodem do śmiechu dla wszystkich oprócz Gorma, którego wściekłość wzrosła, gdy zobaczył siebie upokorzonego porażką własnego Wybrańca.
Dosyć! - ryknął głosem jak grzmot, a wszystkie śmiechy w sali natychmiast ucichły. Gorm gestem wskazał Njalowi, największemu wojownikowi wśród jego Wybrańców, by wystąpił naprzód. Złapał go za ramię, przyciągnął do siebie i szepnął: "Rozpraw się z tym robakiem, a Astrid będzie twoja". Zanim popchnął mężczyznę w stronę Kręgu. Śmiechy już ucichły, bo mężczyźni w końcu zaczęli zdawać sobie sprawę, że to może być poważna sprawa.
Gdy Njal zajął pozycję przed Timoleonem, szaman odwrócił się i spojrzał na Gorma. Twój czempion poległ, Carl. Twoje ziemie i tytuł przepadły.
Na te słowa Gorm roześmiał się, a jego donośny głos zagłuszył zmartwione szepty jego ludzi i odwrócił się, unosząc ramiona, by gestykulować do zgromadzonych wokół ludzi. Starcze, każdy z tych wojowników walczyłby z tobą w moim imieniu, gdybyś jakimś cudem zdołał pokonać Njala. Odwrócił się ponownie do Timoleona i spojrzał na starca.
"Czyżby?", zapytał Timoleon, jego głos był cichy i śmiertelny, podczas gdy delikatny wiatr owiewał salę. Na jego gest drzwi Sali uchyliły się i oślepiająca ściana bieli wpadła do środka, a grzmiący ryk ujarzmionej burzy zagłuszył okrzyki ludzi Gorma.
"Przekonajmy się, dobrze?
Poranki po obfitych opadach śniegu zawsze były ciche. Ciężka, gładka warstwa śniegu skrywała pod sobą postrzępione kształty rzeczywistości. Niestety, nie mógł wiele zrobić dla krwi, która zebrała się pod nim i zepsuła jego nieskazitelny stan. Słyszał za sobą ciągłe kapanie, kapanie, kapanie wody, a przynajmniej tego, co miał nadzieję, że było wodą, wraz ze zbyt ostrożnymi ruchami niewolników i żon, które przyszły posprzątać bałagan.
Cholera. Znowu stracił panowanie nad sobą i przesadził. Timoleon westchnął ciężko, patrząc na zimowy krajobraz i mrużąc oczy od rażącego światła. Był taki czas, kiedy jego wola i temperament były wykute ze stali i mógł poradzić sobie z każdą formą prowokacji bez utraty kontroli. Teraz dopadło go bezsensowne szczekanie bezzębnego szczeniaka. Westchnął ponownie i zawrócił do starej sali. Było wiele do zrobienia, a on był odpowiedzialny za większość z nich, więc nie było sensu dłużej zwlekać. Z ostatnim westchnieniem Timoleon zaczął iść z powrotem w kierunku długiego domu i przerażonych, oskarżających spojrzeń jego pozostałych mieszkańców.
Przynajmniej oszczędził wojowników. Przynajmniej tych, którzy mieli dość rozumu, by go nie atakować. Nawet Njal mógł przeżyć. Ale z tymi palcami będzie różnie...
Cholera.
Musiał znaleźć kogoś, kto się tym zajmie. A właśnie zabił lub unieszkodliwił całą pulę potencjalnych kandydatów. Co robić? Co robić?
Wybór
Cholera: A to są moje ziemie. To moja wina. Więc ludzie są technicznie moją odpowiedzialnością. Przynajmniej dopóki Njal nie odzyska władzy w palcach. Miejmy nadzieję.
Potępienie, pomyślał, spoglądając na jęczącego Njala. Mimo całej swojej młodzieńczej głupoty, pokazali ducha. Był sfrustrowany ich postawą, ale czy byłby mniej rozczarowany, gdyby przywódcy ugięli kolana tylko dlatego, że jakiś starzec im kazał? Nie.
Poza tym potrzebował ich. Z jednej strony, to był bardziej ich świat niż jego, a ich spostrzeżenia mogły okazać się cenne. Z drugiej strony, Timoleon nigdy nie lubił siedzieć w pierwszym szeregu. Mgły były miejscem, w którym się wyróżniał, gdzie wykonywał swoją pracę. Potrzebował tego Njala, by stał w świetle reflektorów, gdy on przesuwał elementy z cienia.
Uklęknął nad rannym młodzieńcem, sprawdzając zranioną rękę. Westchnął, zirytowany. Bezużyteczny.
"Otwórz oczy" - powiedział w końcu rozkazująco. "Chcę, żebyś to zobaczył. Chcę, byś była świadkiem potęgi wieków. Chcę, żebyś wiedział, kim jestem, co mogę zrobić... i co mogę zaoferować".
Oczy Njala rozszerzyły się, gdy stary szaman zrobił się biały. Jego dłoń stała się zimna, a potem jeszcze zimniejsza. Wyglądał na przerażonego, gdy lód trzeszczał i wzdychał, pełznąc od palców starca do jego, aż pokrył jego dłoń aż do nadgarstka. Chrząknął, gdy lód zmusił jego połamane kości do powrotu na swoje miejsce i wypalił rany. To było bolesne, bardziej bolesne niż większość rzeczy, które znosił w życiu... dopóki mróz całkowicie nie odebrał mu zmysłów. Uczucie zimna zastąpiło uczucie dłoni; pokryła ją warstwa błyszczącego lodu i zdał sobie sprawę, że może nią poruszać, a lód pęka i zmienia się z każdym ruchem.
Starzec spojrzał mu prosto w oczy, a biel ponownie ustąpiła miejsca szarym oczom.
"Wstawaj, Njal Frosthand", powiedział. "Masz pracę do wykonania".
Zbyt długo był poza grą.
Njal zbyt chętnie dzielił się wszystkim, co wiedział o sytuacji w Mannheim, a Timoleon zdawał sobie sprawę, jak bardzo było to prawdą. Volva, te żądne władzy harpie, odniosły zbyt duży sukces podczas jego nieobecności, a jego szamani byli zbyt zadowoleni ze swoich obowiązków. Teraz jedna z tych wiedźm zbierała armię, gotową do najazdu na południe, podczas gdy reszta rozprzestrzeniała swoje wpływy w siedzibach Wysokiego Stołu.
Oczywiście Njal nie wiedział o tym ani tego nie rozumiał. Jego zastosowania były równie ograniczone, co proste. Ale to, co wiedział i czym mógł się podzielić - cały czas podziwiając swoją rękę, marząc o sagach o Njalu Frosthandzie - wystarczyło, by Timoleon domyślił się reszty. Zbyt długo był poza grą, ale nie na tyle długo, by nie wiedzieć, jak nadal grać i jaka jest prawdziwa stawka.
Volva mieszali się w moce, których nie rozumieli, moce, które najlepiej pozostawić niezakłócone i zignorowane, nawet jeśli nie zapomniane. Niewielu o nich wiedziało, naprawdę niewielu, poza nim, ale nie dość niewielu, jeśli o niego chodziło.
To też będzie jego bałagan do posprzątania.
Wybór
Obudzić szamanów: Potrzeba wielu rąk, by uciszyć wiele ust - a Volva paplali swoje bzdury po całej krainie. Szamani powinni zostać wybudzeni z samozadowolenia i przyjąć przeznaczoną im rolę i obowiązki. Jeśli kontrolował Północ, nie miało znaczenia, co ten Osesigne robił na Południu.
Leży na wpół oświetlonym lesie. Gałęzie powyżej przepuszczają kilka promieni księżyca, ale to wszystko. Kurz, nasiona i płatki śniegu unoszą się, tańcząc tak powoli, tak delikatnie, w harmonijnych wzorach. Od czasu do czasu niektóre z nich błyszczą, gdy łapią światło księżyca, ale nigdy nie opuszczają swoich określonych trajektorii. Wzory te układają się w kształt jego ziemi, unoszącej się nad nim, której każdy zakątek, szczelinę i tajemnicę zna. Jest wątłym, białowłosym mężczyzną, jego długa broda spoczywa na skrzyżowanych nogach na środku małej polany, zamknięte oczy, spokojny oddech. Ale za zamkniętymi powiekami źrenice biegają dziko, jak człowiek śniący, a kropla potu tworzy się od czasu do czasu na jego czole. Nad nim taniec trwa.
Po bokach taniec jest powolny, a tempo spokojne. Kręgi nasion trzymają się mocno: są granicami i definiują taniec i kształt projektu. W każdym nasieniu leży takie gigantyczne, zdrowe drzewo, leżą wszystkie drzewa, którymi było, dopóki nie osiągnęło tego wieku, i wszystkie drzewa, którymi będzie później. A tam leżą dzieci i wnuki tego drzewa, a potem ich wnuki. Każde nasiono jest lasem, jeśli ktoś wie, jak patrzeć. Każdy las promienieje życiem. A życie to potęga.
W dalszej części taniec staje się coraz ostrzejszy, pył i płatki śniegu mieszają się w coraz bardziej gwałtownym tempie. Powoli, w miarę jak prądy stają się coraz silniejsze, pył i płatki śniegu rozdzielają się, pył jest popychany w kierunku nasion, a płatki śniegu gromadzą się w centrum. Gromadzą się i gromadzą, wirując coraz szybciej. Śnieg zamienia się w wodę, która wiruje coraz szybciej i szybciej, aż para zaczyna syczeć, a jej mgła tworzy nowe wzory, aż...
Starzec otwiera oczy. Są białe, bielsze niż śnieg. Otwiera usta.
* * *
Ingjir patrzył ze zmarszczonymi oczami, jak mgła zbiera się w wiosce poniżej. Sunęła powoli między budynkami, aż wszystkie zdawały się unosić w białym morzu dymu. Następnie celowo przesunęła się pod górę, w kierunku jego chaty. Zmarszczka starego szamana pogłębiła się jeszcze bardziej, gdy zacisnął wokół siebie płaszcz, ale bezskutecznie. Mgła wślizgnęła się do jego butów, a on zadrżał, dreszcz pełzł po jego skórze, od nóg, w górę kręgosłupa, aż...
Znajdź mnie.
Oczy Ingjira rozszerzyły się. "Tak, stary - mruknął do mgły.
Zamrugał, a jego szare oczy ponownie skupiły się, gdy kurz, nasiona i płatki śniegu opadły wokół niego. Czuł się żywy, bardziej żywy niż odkąd się obudził, włączając w to walkę z Njalem i jego pobratymcami. Pradawna, utracona moc, którą władał, wciąż w nim pulsowała, każdy impuls silniejszy niż jakakolwiek eksplozja adrenaliny, silniejszy nawet niż jakakolwiek substancja nasycona ekstazą. Wiedział jednak, że podobnie jak takie substancje, ta również się wyczerpie, a powrót do banalnej normalności uderzy z większą siłą. Podobnie jak takie substancje, mógł być niezwykle uzależniający. Musiał być ostrożny, ponieważ jego podeszły wiek i ogromne doświadczenie nie pomagały; jeśli już, to ułatwiały uleganie. Przynajmniej pozwalały mu wiedzieć, że lepiej nie podejmować żadnych decyzji w tym stanie ekstazy lub w stanie letargu, który po nim nastąpi. Mógł rozważyć różne opcje, ale nie spieszył się z podjęciem decyzji.
Miał ten luksus. Szamani, każdy z nich nauczony przynajmniej odpowiednich praw, usłyszeli jego wezwanie. Przyjdą więc do niego, ale zajmie to trochę czasu, nawet kilka tygodni. Gdy już się zbiorą, będą oczekiwać pewnego głosu, który określi ich cel i twardej ręki, która utrzyma ich w skupieniu. Nie powinno być rozważań ani debat; tylko cel. Miał kilka pomysłów.
Wybór
Mądrość - Pochlebstwa i obietnice są łatwe w użyciu, ale nie wygrywają wojen; to, co wygrywają, to konkurencja i gniew ignorowanych. Niech szamani wspierają tych z mądrzejszymi uszami w walce o władzę. Jarlowie i Konungyr zostali wyniesieni wysoko przez pochlebców Volvasa. Kiedy upadną, upadną ciężko - to trudna lekcja, której nie da się łatwo zignorować.
"Pradawny, zrobiliśmy..."
"Nic nie zrobiłeś".
Nie krzyczał. Nawet w najmniejszym stopniu nie podniósł głosu. Starych, potężnych mężczyzn się nie zastrasza; wiedział o tym lepiej niż większość. Zamiast tego wypowiedział te słowa płasko i pewnie. To było stwierdzenie, a nie oskarżenie, uświadomienie sobie, że nieuchronnie do tego dojdą, jeśli będą szczerzy wobec siebie.
"Niemal we wszystkich ważnych domostwach mieszkają Volvowie - kontynuował tym samym tonem - podczas gdy większość z was zadowala się przesiadywaniem w ustronnych chatach poza miastami i wioskami, odgrywając rolę mądrych mędrców dla garstki mieszkańców, którzy wciąż do was przychodzą. To się jednak zmieni".
"Z całym szacunkiem, o Starcze, cokolwiek postanowi to zgromadzenie, uczyni to tak, jak czyniło to przez wieki twojej nieobecności".
"A jednak", odparł, "przez te stulecia mojej nieobecności niektóre rzeczy się nie zmieniły. Na przykład, kiedy mówi się "z szacunkiem", to wciąż znaczy "spieprzaj, uprzejmie". Powiem tak. Ciągle nazywasz mnie starożytnym i starym. Oba są prawdziwe, ale nie mają większego znaczenia. Jestem najstarszy. Milcz i słuchaj, dopóki nie zostaniesz poproszony. Wszyscy na tym zgromadzeniu zostaną wezwani do podniesienia głosu, jak zawsze".
Wiedział, że to nie spodoba się wielu osobom. Nie spodobało się, ale w zgromadzeniu zapadła cisza. Zauważywszy miny wszystkich zebranych, pozwolił im przez chwilę dusić się w gniewnych sokach, zanim ponownie przemówił.
"Jak już mówiłem, zanim czyjś szacunek mi przerwał, w prawie wszystkich ważnych długich domach mieszkają Volvowie. To się zmieni. Weźmiemy pod uwagę i zdecydujemy, które miejsca przy Wysokim Stole są kluczowe dla odwrócenia fali. Gdy te miejsca zostaną wybrane, każdy z was, kto ma powiązania z przeciwnikami tych domów, wystąpi i zaproponuje plan wyniesienia ich sojuszników do władzy zamiast marionetek Volvy. Jeśli ktoś z was chciałby zasięgnąć mojej rady w swojej sprawie, oferuję ją bez ograniczeń, ale plany te muszą zostać sfinalizowane przed końcem Runwater i nadejściem Sail. Nie mogą to być plany bitew i waśni, choć nie wątpię, że od czasu do czasu będą potrzebne. Nie mamy wypowiadać wojny, mamy pozwolić na zmiany".
"Dlaczego to Sail, Najstarszy?" zapytał jeden z nich, gdy ten zamilkł.
"Ich największym sprzymierzeńcem - mówił dalej - i najsilniejszym pionkiem jest Konungyr Gudmund. W tym Volvowie nam pomagają. Ma poprowadzić armię na południe. Kiedy odejdzie, musimy być gotowi do wykonania naszego ruchu".
"Volvowie są dobrze zakorzenieni, Najstarszy - odezwał się inny. "Wpletli się w domy, na które mają wpływ. Nie ma muru, którego nie pokryłaby ich sieć kłamstw, a ich poskręcane korzenie mocno trzymają fundamenty podupadłych domów.
"Zburz dom, a szczury i pająki będą głodować. Niech szukają schronienia we wraku, jeśli chcą. Spalimy je później. Nikt nie dba o to, gdy ruiny płoną. Jeśli chodzi o tych, którzy są tak mocno zakorzenieni, jak mówisz, to cóż, odetnij sam korzeń. To będzie nasze lato".
Przerwał, pochylił się do przodu, przyglądając się każdemu z szamanów po kolei.
"Jesteśmy szamanami - powiedział po prostu. "Jesteśmy doradcami Konungyra i Einherjara, dawcami mądrości. Zaoferujmy ją teraz głupcom, którzy zignorowali nasze słowa i dali się nabrać pochlebcom. Nauczmy ich na nowo tego, czego nigdy nie powinni zapomnieć: jesteśmy lodem, mgłą i mgłą Mannheimu. Jesteśmy deszczem i wiatrem północy. Niech wszyscy pamiętają, że nadchodzi Wyjec".
Wybór
Operacja Sukces
"Co to za nazwa Kaupmannhof?" warknął.
"To południowe imię - powiedział Eiggor. "Wszystko się... zmieniło, Starcze. Wielu Nordów mieszka teraz na południu. Ich zwyczaje i język przedostały się do Kaupmannhofu, gdzie zajmują się handlem. Przerwał, obawiając się reakcji starego szamana. Żadna nie nadeszła. Jeśli śnieg lub lód miały wyraz twarzy, to Timoleon go nosił, ukrywając myśli za zimnymi oczami.
"Kontynuuj - powiedział po prostu po chwili. Eiggor był młody - no bo kto nie był? - ale wykazał się znacznie większym sprytem i mądrością niż wielu starszych szamanów. Jego słowa były ważne, a co ważniejsze, okazały się wnikliwe i przedstawiały... nowoczesny punkt widzenia.
"Kaupmannhof nie jest zainteresowany Starymi Drogami. Volva mają tu swoje siedziby, podobnie jak my, ale żaden z nich nie panuje nad miastem w jakikolwiek sposób. Kaupmenn nie dbają ani o Volvów, ani o szamanów. Zależy im na złocie i handlu".
To było oczywiste, pomyślał z goryczą. Było tu więcej straganów niż w całym Mannheim razem wziętym, pomyślał, podczas gdy spojrzenia, które dwaj szamani otrzymywali, przechadzając się między nimi, nie wyrażały szacunku, a tym bardziej czci. Ci ludzie nie widzieli mądrości w ich podartych szatach, a jedynie puste kieszenie.
"Więc dlaczego tu jesteśmy?" zapytał w końcu. Nie dlatego, że to było w drodze do Aarheim z Anslo, więc spluń."
"Ponieważ szamani wkrótce będą szeptać do uszu większości znaczących domów, istnieje niewielka szansa, że Wysoki Król nas nie usłyszy, Starcze, to prawda. Ale przede wszystkim powinieneś wiedzieć, że Angbjorn chce jak najmniej kłopotów. Przynieś mu spór, a zwróci się przeciwko tobie z takim samym prawdopodobieństwem, z jakim cię powita. Ale jeśli doprowadzisz do zakończenia sporu, będzie szczęśliwym królem.
Timoleon skinął głową, ale nic nie powiedział, więc Eiggor kontynuował.
"Jeśli wieści są prawdziwe, Gudmund zajął miasto i wygląda na to, że będzie zmuszony spędzić tam zimę, aby nie wrócić pokonany. Podczas gdy Volva, Osesigne, obiecała mu miecze, krew, a nawet przeznaczenie, ludzie tacy jak Gudmund wiedzą, że wszystko to można kupić. To, czego naprawdę potrzebuje, jest o wiele bardziej bezpośrednie i proste: złoto.
Po raz kolejny Timoleon milczał, jego oczy tańczyły między otaczającymi go straganami. W pewnym momencie zatrzymał się i podszedł do jednego z nich, a jego usta rozrzedziły się, gdy kupiec powiedział coś lekceważącego.
"Jeśli chcesz - kontynuował Eiggor, podążając za nim - możemy jechać do Aarheimu, a ty możesz porozmawiać z Najwyższym Królem. Ty, jeśli ktokolwiek, mógłbyś sprawić, że posłucha. Wątpię jednak, by nawet przy jego wsparciu na długo zapanował pokój. Zaskoczyliśmy Volvów, ale ich nie pokonaliśmy. Skoro stracili tak wiele domów, jest prawdopodobne, że wzmocnią swoje poparcie dla planu Osesigne i jej pionka. Poprą Gudmunda, choćby tylko po to, by zachować miejsce przy stole. Pójście teraz do Angbjorna jest właściwą drogą, drogą Nordów. To również podzieli stół i jeśli krew chce płynąć po śniegu, będzie płynąć po śniegu. Ale można też popłynąć do Rimburga".
"Dlaczego Rimburg?" zapytał Timoleon, niemal roztargnionym wzrokiem przeglądając towary na jednym ze straganów. Podniósł południowy bibelot, jakąś starą broszkę z emblematem słońca i wpatrywał się w nią w milczeniu przez jakiś czas. W końcu skinął głową, by Eiggor kontynuował.
"Gildia Hanzy - powiedział Eiggor - ten sojusz handlarzy między Nords a południowcami, to wielogłowa bestia. Większość z nich nie słucha, chyba że sprzedajesz lub kupujesz. Ale królowa Rimburga jest wojowniczką i Nordką. Nawet jeśli technicznie jest południowcem, szanuje prawo Nørn i przestrzega Nørnting. Posiada również monety; wiele z nich, ponieważ jej kamieniołomy są bogate. Co oznacza, że ma głos w gildii. Przekonaj ją, że Gudmund utrzymujący swoje miasto jest dla niej dobry; Hela, daj jej szansę na utrzymanie przyjaznego przyczółka na ziemiach sąsiada. W ten sposób pokażesz Gudmundowi, że prawdziwa siła tkwi w szamanach, a nie w obietnicach pięknej Volvy".
"Albo - dodał Timoleon, wyciągając w końcu ze swoich szat błyszczącą bryłkę złota i rzucając ją obojętnie kupcowi, jednocześnie chowając broszkę do kieszeni, pozostawiając mężczyznę oszołomionego. "Możliwe, że pomogę chronić jedynego silnego pionka, którego Volva trzyma na planszy."
Wybór
Rejs do Rimburga.
To był inny świat niż ten, który pamiętał; to było pewne.
To nie był tylko widok Rimburga, gdy wpływali do portu; miasta zarówno Nordów, jak i południowców, z wysokimi murami, niegdyś godnymi stolicy imperium. Nie był to też widok ogromnej pływającej konstrukcji, wkopanej w ściany ujścia fiordu, pływającego kamieniołomu wysysającego szpik kostny ziemi. Takich cudów w oczach Nords spodziewał się na południu. Nie. To raczej proste, małe rzeczy czyniły ten świat dziwnym. Liczba statków zgromadzonych w porcie, styl budynków - na wpół drewniane domy Nordów, na wpół kamienne konstrukcje bardziej pasujące do brzegów Bounty. Ten zamek z szarego kamienia, nazwany "Longhouse" według Eiggora, ale w niczym go nie przypominający. Nawet ich długa łódź była większa, wygodniejsza dla podróżnych, pod wpływem projektów południowców.
Niekoniecznie było to coś złego. Wszystkie rzeczy w życiu musiały się poruszać i ewoluować lub popaść w stagnację, umrzeć i zostać zapomniane. Jednak jego stare kości były już bardzo stare. Zmiany nie przychodziły łatwo, ani do przyjęcia, ani do zaakceptowania, a tam, gdzie inni widzieli wygodę, starożytny szaman widział dekadencję. Mimo to tęsknił za uczuciem wiatru w brodzie, szczypiącego jego skórę gorzkim zimnem i kroplami morskiej wody. Żonglując między palcami broszką, którą kupił w Kaupmannhoff, pozwolił sobie na luksus odpłynięcia myślami do dawno minionych dni.
"Pradawny", usłyszał, jak Eiggor zwraca jego uwagę. "Czy zażądasz, bym skontaktował się z królową Iselinn i przygotował audiencję?
"Mówiłaś, że szanuje Nørnting" - odpowiedział.
"Tak, ale ona również pochodzi z południa. Żaden szaman nie odwiedził południa, przynajmniej żaden o takim znaczeniu. Istnieją południowe zwyczaje i obyczaje, które być może przysłużyłyby się nam, gdybyśmy ich przestrzegali.
W odpowiedzi chrząknął, wyrzucając broszkę do wód portu.
To był naprawdę inny świat.
Wybór
Wyślij Eiggora, by przygotował audiencję.
Słyszał, że była wojowniczką. Była królową. Była admirałem. A teraz robiła na drutach, jej oczy tańczyły nad książką leżącą na stojaku obok niej. Siedząc na krześle przed ryczącym kominkiem, królowa Iselinn podniosła głowę, by na niego spojrzeć, gdy wszedł, uśmiechnęła się ciepło i, odrywając się od swojej pracy i igieł nad książką, wstała i skinęła dwornie głową.
Timoleon od razu ją polubił. Jeśli był to szczery pokaz, wielowymiarowa osoba była podatnym gruntem dla wielkości. Jeśli to było po prostu dla jego korzyści, cóż, wiedza o tym, co zrobi wrażenie na sojuszniku lub wrogu, była lubiana i podziwiana u królowej.
"Starcze", powiedziała. "Twoja mądrość jest mile widziana w mojej Sali".
"W takim razie, oferuję to w służbie Twoim rządom, Królowo - odwzajemnił stare powitanie. Uśmiechnęła się, wskazując mu, by usiadł naprzeciwko niej, podczas gdy sama podeszła do stołu, na którym czekał imponujący asortyment napojów i potraw. Wróciła tylko z chlebem, który przełamała dłońmi, oferując mu jeden kawałek, zanim wróciła na swoje miejsce.
"Robienie na drutach?" - zapytał.
"Gdybym nie była królową ani tak utalentowaną zabójczynią, Stara, byłabym chyba krawcową - westchnęła. "Zasada jest chyba taka sama. Precyzyjnie machaj spiczastym końcem - zaśmiała się, a on ją naśladował.
"Dziękuję za przestrzeganie protokołów południowych - dodała. "Jest to ważne zarówno dla mojego Trybunału, jak i mojego ludu; z jedną nogą na północy, drugą na południu, równowaga może być czasami trudna do osiągnięcia".
Skinął głową, zanim się odezwał. "Muszę przyznać, że to zaproszenie mnie zaskoczyło. Eiggor straszył mnie wielkim dworem, publiczną wymianą uprzejmości, nudnymi rozmowami dygnitarzy..."
"Niestety, to też się stanie" - powiedziała. "Muszą. Wtedy plotki rozprzestrzenią się jak pożar. Na moim dworze bawią szpiedzy zarówno z południa, jak i z Wysokiego Stołu, a ich domysłom nie będzie końca. Choć bardzo to doceniam, obawiam się, że twoja zapowiedź, Starcze, mogła cię zdradzić. Ale przynajmniej na razie uznałem, że bardziej prywatne spotkanie będzie bardziej produktywne i przyjemniejsze".
"I dziękuję ty za to - odpowiedział. "Mam mało cierpliwości do takich rzeczy i zapewniam jeszcze mniej rozrywki".
"Och, nie! Nie dziękuj mi!" - powiedziała. "Zrobiłam to dla siebie. Pamiętam moje skaldy, Starcze. Lepiej złapać żmiję gołymi rękami, niż użerać się z szamanem, gdy jest kwaśny."
"Jeśli już to wiesz, Królowo, to obawiam się, że moja mądrość nie będzie tak korzystna dla Twojego Dworu. To jest w większości to, czego uczę w dzisiejszych czasach".
"W takim razie zgódźmy się, że takie lekcje nie będą tu potrzebne - powiedziała przyjemnie, ale z wyczuwalną nutą w głosie. "Sztandar królestwa ma już kamienną pięść. Nie potrzebujemy też lodowej. Kamień jest twardszy i bardziej do nas pasuje.
"Zgadzamy się" - powiedział po prostu.
"Dobrze. Skoro mądrość mojego dworu została ustanowiona - zapytała - czego tu szukasz, Starcze?
Wybór
Sojusznik.
Szaman milczał przez chwilę, a królowa Iselinn nie nalegała na odpowiedź. Zamiast tego uśmiechnęła się do niego i ponownie wstała. Podeszła do bogatego stołu i zaczęła powoli nalewać mocne piwo do kubków dla obojga. Była odwrócona do niego plecami i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Zdała sobie sprawę, że to było jak uwięzienie w pokoju z drapieżnikiem; starym, dobrze odżywionym i bardzo spokojnym drapieżnikiem, ale wciąż takim, którego chciałeś mieć na widoku. Bo gdy się tego nie robiło, człowiek zastanawiał się, czy atak nie nadchodzi z taką siłą, że z czasem "czy" zamieniało się w "kiedy" i "jak". Zachowując spokój, jak przystało na wojowniczą królową, spokojnie nalała sobie piwa, a gdy skończyła, odwróciła się chyba nieco za szybko, by ujrzeć go garbiącego się w fotelu w niemal niezręcznie wygodny sposób, zagubionego we własnych myślach i wpatrującego się w eter.
Zbyt łatwo można było pomylić go ze zniedołężniałym starcem, uwięzionym w porażkach własnego umysłu - ale z drugiej strony, wszyscy najlepsi drapieżnicy uśpili twoją czujność, w ten czy inny sposób, pomyślała. Musiała być ostrożna przy tym człowieku. Podeszła do niego spokojnie, podając kubek i zwracając na siebie jego uwagę, jakby próbowała delikatnie obudzić zmęczonego starca kubkiem ciepłego mleka miodowego w mroźny zimowy poranek. Jego oczy z powrotem skupiły się i przyjął kubek z ostrym skinieniem głowy.
"Przyszedłem szukać sojusznika - powiedział, jakby nie minęła chwila od jej pytania. Usłyszała, jak zamacza usta w piwie, smakując je, zanim wziął dwa solidne łyki, ale kiedy wróciła na swoje miejsce, jego zachmurzone, szare oczy mierzyły ją ostro. Uśmiechnęła się do niego cierpliwie. "Byłbym zadowolony, gdybym wyszedł wiedząc, że go mam - dodał. Mimo to milczała, czekając, aż będzie kontynuował. Ucieszyła się, gdy zauważyła, że na jego ustach pojawił się uśmiech, zanim ukrył go kubek.
W pokoju zapadła cisza, gdy oboje spokojnie delektowali się piwem, przerywanym przez dźwięk jej zegara wahadłowego. Skomentował to, a ona poinformowała go o nowym wynalazku z Arburga, luksusie, na który sobie pozwoliła pomimo jego ceny. Rozmowa potoczyła się w innych kierunkach przez jakiś czas, zanim cisza ponownie wkradła się do pokoju. Rozważając każdy temat, który poruszył, nie była zaskoczona, gdy w końcu ponownie się odezwał.
"Nords są ciągnięte w dwóch różnych kierunkach", powiedział. "Ty, jeśli ktokolwiek, musisz czuć to przyciąganie. Widzę serce Norda pompujące krew do południowego umysłu".
"Czy to coś złego, Staruszku?" - zapytała.
"To tymczasowa sprawa" - powiedział. "Wojna, walka o ramię miecza. Co nim poruszy, serce czy umysł? Ułamek sekundy, który może zająć podjęcie decyzji, to ułamek sekundy, który może odebrać życie. Wahanie zabija wojownika szybciej niż wróg".
"Co to za wróg?" zapytała niemal nonszalancko.
"Zadaj lepsze pytanie" - powiedział bez ogródek, ku jej irytacji.
"Co zrobiłby sojusznik podczas takiej wojny?" zapytała, a on tym razem się uśmiechnął.
"W jednej ręce trzymaj stal, a w drugiej złoto" - odpowiedział. "I używaj tego, co konieczne. Eingar przyprowadził mnie tutaj, abym użył waszych skarbców przeciwko moim wrogom, abyśmy wspólnie zadecydowali o losie Gudmunda i miasta, które dzierży w krainie Riismark. To może być potrzebne. Ale wkrótce stal znów będzie najcenniejszym metalem w Mannheim. Chcę, byś był moim mieczem na północy i tarczą na południu".
Na chwilę zapadła cisza, gdy wróciła do swojego drinka.
"Niepewna pozycja", skomentowała. "Utrzymuję bardzo kruchą równowagę. Zakłócenie jej może okazać się katastrofalne dla mojego ludu. Co sojusznik zyskałby na takim sojuszu? - zapytała, odstawiając pustą filiżankę na mały stolik.
"Miejsce przy stole zwycięskiej strony na Północy" - powiedział z pewnością, która przyprawiła ją o ciarki. "Pewne i gwarantowane miejsce na południu". Przerwał na chwilę, patrząc na nią zwężonymi, wyrachowanymi oczami, zanim kontynuował. "Wiedz jedno: Mannheim zostanie wstrząśnięte. Jego fundamenty zadrżą w posadach, a najgłębsze korzenie drzew i otchłanie mrocznych mórz podniosą się, by upomnieć się o niego jak w dawnych sagach. Czas... wyrafinowanego barbarzyństwa dobiega końca. Wkrótce umysł i serce zmierzą się w walce na miecze. I nie popełnij błędu, królowo Iselinn; to ja zadecyduję, kto będzie dzierżył miecz".
Wybór
Zgadzam się - królowa Iselinn będzie sprzymierzeńcem wysiłków Timoleona.
Trzeba przyznać, że Eingar milczał przez całą drogę do portu. Milczał we wszystkich aspektach, które miały znaczenie. Nigdy nie pytał o spotkanie Timoleona z królową, tylko ukrył swoją ciekawość i pragnienie za serią niepowiązanych faktów, o Rimburgu, o Norvden, o zamku i kamieniołomach, a nawet o niektórych plotkach ze stołu królowej. Gdyby poprosił o lepszego przewodnika, Timoleon miałby trudności ze znalezieniem takiego, nawet jeśli młody szaman niejednokrotnie przyznawał, że powtarza rzeczy, których nauczył się poprzedniej nocy. W końcu jednak, gdy zapach portu wypełnił ich nozdrza, Eingar zapytał o coś tak bliskiego temu, co chciał, jak tylko się odważył.
"A więc wyruszamy, Pradawny?
"Jesteśmy, Eingar - odparł stary szaman, a jego oczy zdradziły uśmiech, który trzymał na ustach.
"Mężczyzna wykrzyknął, gdy zdał sobie sprawę, że Timoleon nie powie nic więcej. "Czy chcesz, abym ci towarzyszył, Pradawny, czy odeślesz mnie gdzie indziej?
"Czy moje towarzystwo jest dla ciebie tak nudne, Eingar, albo moje nauczanie tak pospolite, że już byś mnie opuścił?".
"Nie, Lwie, pójdę za tobą, jeśli pozwolisz - powiedział szybko Eingar. "Po prostu nie wiem...
"Dobrze - powiedział ostro Timoleon. "A teraz milcz, muszę pomyśleć.
Przez chwilę zastanawiał się, czy nie było to zbyt ostre. Nie trwało to długo, gdyż jego myśli szybko zaczęły gonić. Królowa zgodziła się na sojusz, obiecując wsparcie w jego wysiłkach na rzecz zebrania Nords i doprowadzenia ich, kopiąc i krzycząc, jeśli zajdzie taka potrzeba, do nadchodzących wojen. A czekały, i Timoleon widział je wyraźniej niż zadokowane przed nim okręty. Często, w przeszłości i ostatnio, oskarżano go o mówienie zagadkami i ukrywanie swoich intencji za mistycyzmem i przypowieściami. Nie robił nic takiego. Mówił tak prosto, jak sam do siebie, a jeśli reszta nie rozumiała, to był ich problem, nie jego. Nie obchodziło go, że to, co powiedział królowej Iselinn poprzedniej nocy o przyszłości, było dokładnie takie, jak to widział. Pozostawało jednak pytanie: czas szlachetnego barbarzyństwa dobiegał końca. Gdzie Nords pójdzie dalej?
Nie. To nie był czas na zadawanie tego pytania. Zbliżał się, ale jeszcze nie teraz. Na razie pytanie było o wiele prostsze i bardziej uzasadnione. Czy nadszedł czas, aby udać się do Wysokiego Stołu?
Czuł, że odpowiedź w końcu brzmi "tak". Jego szamani pracowali przeciwko machinacjom Volvów, jego wybrańcy wyparli marionetki Walkirii i ich tak zwaną religię, a świat był zajęty własnymi problemami. To był czas Nords. To był jego czas. Dla Najwyższego Króla tak właśnie było.
Zatrzymał się, a zaskoczony Eingar omal nie potknął się przez nagłe zatrzymanie, po czym zaskoczyła go obecność kapitan statku, która stanęła przed nimi. Przyprószona siwizną kobieta miała sól zamiast brwi i wodę morską zamiast krwi. Gdy tylko stanęła przed nim, skinęła głową. Issode, jak podejrzewał Timoleon, prawa ręka Iselinn, najbardziej zaufana i wierna z jej kapitanów i - jeśli wcześniejsze plotki Eingara były prawdziwe - beznadziejnie zakochana w swojej królowej.
"Gwiazda Północy jest gotowa na twoje przybycie, Starożytny - powiedziała beznamiętnie. "Ale Królowa zasugerowała, że możesz nie chcieć z niej korzystać i wysłać nas gdzie indziej.
Wybór
Do Aarheimu, kapitanie - Timoleon popłynie statkiem królowej do Aarheimu; pokaz wpływów, który z pewnością zwróci na siebie uwagę.
Zawinęli do portu w dzień targowy.
Wielu z nich odwróciło się, by zobaczyć królewski okręt, na którym widniała kamienna pięść królewskiego rodu Sandora z Angburga i zawiły herb hanzeatyckiej gildii, a także szereg innych kolorów, których Timoleon nie potrafił rozpoznać i nie chciał o nie pytać. Jedyne, co go obchodziło, to to, że przyciągały wzrok, oczy, które widziały starożytnego szamana stojącego wysoko i dumnie nad dziobem statku. I ujrzały, ponieważ był to, jak zaplanował, dzień targowy.
"Cóż, Starożytny - powiedział zza jego pleców Eiggor. "Z pewnością dokonaliśmy wejścia. Nie potrwa długo, zanim każdy przedstawiciel Wysokiego Stołu dowie się, kim jesteśmy i jak przybyliśmy. Czy to ci się podoba?
"Jest - powiedział z uśmiechem. "Niech zobaczą, Eiggorze. Niech ich języki biegną szybciej niż śnieg na szczytach Gald tańczy z wiatrem. Niech ich panowie utoną w wątpliwościach co do tego, czego chcę i jak zamierzam to zdobyć. Niech strach zagości w ich sercach, zanim powiem im, do jakiej melodii będą bić".
"Mieć ty bez strachu, Pradawny?" zapytał Eiggor. "Najwyższy Król jest Einherjarem i nie lubi wyzwań, a jego temperament nie jest łagodny".
"Nie martw się o Angbjorna - zaśmiał się Timoleon. "On nie podniesie na mnie ręki. Martw się o żmije w trawie i węgorze w norach. Kiedy zacumujemy, pobiegnij do Pocałunku Dziewicy i znajdź Njala. Powinien już tu być. Kiedy go znajdziesz, przyjdź do mnie".
"Czy udasz się prosto do Królewskiego Domu, Starożytny?"
Wybór
Tak - nie możemy dawać czasu żmijom i węgorzom. Kiedy mnie spotkają, będę już siedział przy Wysokim Stole.
Było lato, a wraz z nim Sailspell, co oznaczało, że wszyscy byli na zewnątrz, ciesząc się chłodem, jaki oferowało słońce.
I tak wszyscy w Aarheim widzieli go, jak przechodził przez ruchliwy targ w porcie. Pojawiły się plotki, gdy szedł główną ścieżką z portu do Długiego Domu, gdzie znajdował się Wysoki Stół Króla. Obserwatorzy i sługusy widzieli, jak patrol rzuca mu wyzwanie, a on ignoruje ich, a oni, niepewni, zapominają o wyzwaniu. Pikiety i pochlebcy widzieli, jak strażnicy przed palisadą Długiego Domu krzyżowali przed nim broń, po czym pospiesznie ją odzyskiwali, rzucając mu tylko ukradkowe spojrzenie. Od domu Najwyższego Króla dzieliła go już tylko krótka ścieżka prowadząca na wzgórze z widokiem na miasto. Ścieżka, na której końcu, przed zamkniętymi drzwiami, czekała kobieca postać.
Timoleon uśmiechnął się.
"Pamiętam cię. Przyszłaś mi podziękować za sparing?" - zapytał, stojąc zaledwie kilkanaście kroków od niej.
"Jestem Astrid Engendottir - powiedziała donośnym głosem, na tyle donośnym, że być może usłyszeli ją obserwujący spoza palisady. "Małżonka Gorma, którego krew jest na twoich rękach. Czekałam na ciebie, Lwie.
"W jakim celu, zastanawiam się, Volva - odpowiedział. Jeśli była zaskoczona, nie okazała tego. "Wiem, że nie chodzi o zemstę. Nie. Jesteś tu po to, by wykonać polecenie twoich sióstr. Nie możesz mieć nadziei, że mnie powstrzymasz.
"Władam darami Ose" - powiedziała. "Wiem, jak to się skończy".
"Możesz władać jej darami - odpowiedział, opierając się na swojej lasce, nie więcej niż starzec w podartych szarych szatach i splątanych włosach. "Ale nie obawiam się jej mądrości. To, co widzisz, jest tym, co może, a nie tym, co będzie. Odsuń się. Wysoki Król na mnie czeka.
"Wysoki Król odsypia swoją pijacką noc - powiedziała, ale tym razem jej głos był łagodniejszy. "Przekonasz się, że to wszystko, w czym jest dobry od jakiegoś czasu. Jak myślisz, szamanie, kto przewodził Nords, gdy spałeś? To nie byli twoi ludzie. To nie był Wysoki Król. Nie był to nawet Konungyr siedzący przy tym stole".
"I jesteś z tego dumna? - zapytał spokojnie. "Wieki historii pełne czego?"
"Cierpliwości" - powiedziała z dumą. "Aż do powrotu bogów".
"Odebrałbyś swoim ludziom ich przeznaczenie i ofiarował je bogom? Gniew zabarwił jego głos.
"Nie", powiedziała z dumą. "Zaoferowałabym im coś lepszego".
"Nie wiesz, o czym mówisz, Astrid - powiedział. "Przeznaczenie śmiertelników nigdy nie spoczywało w rękach bogów. Obudź bogów, a świat odpowie tym samym. Na co liczą mrówki, gdy tytani toczą wojnę?"
"Chwała" - odpowiedziała szybko i z dumą. "Siła. Męstwo. Dobra śmierć. To stara droga. To jedyna droga dla Nords. Co oferujesz?" zapytała.
"Wybór", powiedział.
"Twój język jest tak rozwidlony, Lwie, że twoje słowa oszukują cię przed innymi - odparła. "Mówisz o tym, jak bogowie chcieliby pozbawić Nords ich przeznaczenia, ale jednocześnie żądasz, abym odsunęła się na bok i pozwoliła ci wybrać za nich. Kim więc jesteś, Lwie? Śpiący Wieków, Tchnący Mgłą, Poskramiacz Burz, czy nie jesteś również bogiem? Bo to nie są tytuły śmiertelników. I jestem śmiertelna. Moje siostry są śmiertelne. Czy ty możesz twierdzić tak samo?"
Przerwał, czując ból każdego tytułu, który wypowiedziała.
"Słyszę cię", powiedział w końcu. "Twoje słowa zostaną rozważone. Ale wiedz jedno: bogowie się budzą, ale ja nie jestem jednym z nich. Śmierć kroczy, lecz ja jej nie niosę. Głód warczy, ale nie przemawiam jego krzykiem. Jestem Nordem. Jestem odpowiedzią Mannheimu".
"Słyszę cię - powtórzyła jego słowa. "Twoje słowa zostaną wzięte pod uwagę.
"Może jednak jest w tym jakaś mądrość" - powiedział. "A teraz odsuń się.
Wybór
To nie jest pokój. - Astrid przepuści go, ale pójdzie za nim do środka, ani jako zwolenniczka, ani jako przyjaciółka.
"To nie jest pokój, stary Lwie - powiedziała, odwracając się, by otworzyć mu drogę.
"Pamiętaj o swojej Eddzie, Astrid - uśmiechnął się. "Dopóki stal nie dzwoni, a Seidhr nie śpiewa, pokój rządzi ziemią zamiast króla,"kontynuował, robiąc kilka kroków, po czym odwrócił się, by spojrzeć za siebie. Jego brwi zmarszczyły się, skanując pod sobą, białe kępki tańczyły przed jego szarymi oczami, gdy zimny wiatr niósł głosy do jego uszu. Stojąca obok niego Astrid patrzyła przez chwilę na jego twarz, zanim podążyła za jego wzrokiem.
Wojownicy i najeźdźcy zbierali się w grupy, nadchodząc krętymi drogami i alejkami prowadzącymi do bramy poniżej, niektórzy wciąż zapinali pasy i koszule. Wszyscy spoglądali w ich stronę, na volvę i szamana stojących przed drzwiami Najwyższego Króla, ale miecze i topory, które niektórzy nieśli, zdradzały, że przywiodła ich tam nie tylko ciekawość. Dwóch strażników mogło ich opóźniać tylko tak długo, zanim ich zignorują. Jego oczy skierowały się w stronę portu, a wśród tłumu dostrzegł postacie, których szukał.
"Twój?" zapytał nie odwracając się.
"Niektórzy", odpowiedziała. "Ale czy myślisz, że szeptalibyśmy do ucha, gdybyśmy nie pragnęli tych słów? Ludzie nie są zwykłymi owcami. Większość przyszła, bo chciała, a nie dlatego, że im kazano".
"Znowu ten brak mądrości" - powiedział z goryczą.
"Jest też arogancja bogów, którą tak pogardzasz - odpowiedziała. "Widzę wśród nich twojego Frosthanda".
"Tak czy inaczej, nie będę przeszkadzał, volva - powiedział. "Mam słowa dla Najwyższego Króla i są one przeznaczone dla jego uszu. Przyłącz się, jeśli musisz, ale ten tłum nie dotrze tutaj, tak czy inaczej.
"Jak na lwa, za bardzo troszczysz się o życie owiec - odpowiedziała i dopiero wtedy odwrócił się w jej stronę.
"Zatrzymaj ich albo ja to zrobię" - powiedział bez ogródek.
Zimna i piękna w świetle poranka, odwzajemniła jego spojrzenie.
Wybór
"Obejmij mnie." - Zmuszając szamana do okazania przyjaźni Volvie, tłum będzie czekał, aż wyjdzie.
Obejmij mnie - powiedziała.
Uśmiechnął się.
Sprytne - przyznał.
To konieczne - powiedziała. Mówisz, że przynosisz wybór.
"Nie wnoszę nic poza wzrokiem do rzeczy niewidocznych" - powiedział. "Prowadzę na rozdroże, które w przeciwnym razie zostałoby pominięte".
W takim razie nie toruj też drogi - ponagliła go. Nie usuwaj opcji, zanim nie zaoferujesz wyboru. Jego oczy przeszyły ją na wskroś, szare chmury spotykające się z głębokim błękitem nieba.
Twoje słowa są szczere - powiedział w końcu, odwracając się, by jeszcze raz przeskanować tłum. Nie są jednak wypowiadane głosem wszystkich twoich sióstr - i dobrze o tym wiesz. Osesigne Dormdottir podróżuje na południe, a jej ścieżka ma krew za jej krokami i krew przed nią. Większość starszych poleciła ci, byś tu nie przychodziła, a ci, którzy skinęli głową na zgodę, zostawili cię samą. Nie, Astrid, córko Engena. Twój głos jest osamotniony. Zasięg mojego uścisku pochłonąłby więcej niż moje intencje".
Większość mówi o twojej śmierci - powiedziała spokojnie; jeśli jego słowa ją zdenerwowały, nie okazała tego. Niektórzy zgodzili się, byś mógł jeszcze raz zasnąć. I...'
Przerwała, odwracając twarz.
Całe życie czekałem na bogów. Modliłem się do dawno zmarłych imion i szeptałem opowieści o czynach, których echo ucichło wieki temu. Trudziłem się, by zebrać wyznawców duchów i relikwii, nieporuszonych i niewidzialnych, aż moje dzieła miały dla mnie mniejsze znaczenie niż dla innych. Ale pewnej nocy ujrzałem, jak moc bogów powraca. Siła natury, nieśmiertelny, który ujarzmił burze, uznał mgłę za swoją kochankę, a lód za ich dziecko. Jego gniew pochłonął mojego kochanka i siedzibę mojej mocy i pocieszenia za jednym zamachem".
Obejmij mnie! - wymamrotała, odwracając się, by na niego spojrzeć, opanowana pod każdym względem, z wyjątkiem mokrych oczu. Daj im wybór, by zobaczyli to, co ja widziałam.
Mam wiele wad o ogromnych konsekwencjach, Astrid - odparł, uśmiechając się słabo. Nie dodam do nich boskości. Nie, nie jestem bogiem - dodał, odwracając się również do niej. Jestem...
Wybór
Jestem Nordem. - Timoleon obejmie Astrid i pozwoli jej dołączyć do niego podczas spotkania z królem. Zapobiegnie to dzisiejszej przemocy... ale nie wiadomo, jak zareaguje reszta Volvów.
"Widziałem go. Widziałem, jak stary kozioł ją obejmował. Zapanuje pokój między szamanami i Volvami!"
Wiwaty i rogi podniosły się w równym stopniu, aby sprostać słowom, a ryczące głosy wojowników dodały zgiełku tawernie. W mieście panowała radosna atmosfera po tym, jak Stary Lew objął Volvę przed drzwiami Najwyższego Króla. Napięcie, które narastało wśród tłumu pod długim domem, z bronią w ręku i zaciśniętymi uchwytami, gdy wymieniano podejrzliwe, ważące spojrzenia, zniknęło w jednej chwili, z wiwatami i skowytami, które wciąż pojawiały się w mieście; zwłaszcza tam, gdzie płynął miód pitny.
"Ty!" - kontynuował młodzieniec, przyglądając się swojemu towarzyszowi, spokojnie popijając z rogu. "Jesteś zbyt cichy - dołącz do nas w radości, bracie! Dziś jest dobry dzień!"
Mężczyzna skinął głową, grzecznie uniósł róg, ale nie zrobił nic więcej.
"Chodź!" - nalegał młodzieniec, podnosząc swój róg, aby spotkać się z nieznajomym.
"Zostaw go, Sven - powiedziała tarczowniczka. "Myślę, że lubi swoją samotność - kontynuowała, ale mężczyzna skinął głową, że to w porządku.
"Bzdura! - odpowiedział młodzieniec, wykrzykując, a na jego zakłopotanej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy objął mężczyznę ramieniem. "Dziś jest dzień koleżeństwa. Wszyscy możemy się rozmyślać, gdy znów nadejdzie zima. Jak masz na imię, bracie?
Nie odpowiadając, mężczyzna uniósł swój róg, by spotkać się z rogiem Svena. Sven roześmiał się, wypijając cały róg, po czym podniósł go i spojrzał na kelnera, by poprosić o kolejny.
"Dobry dzień", powiedział ponownie Sven. "Widziałem to wszystko, widziałem! Widziałeś to, bracie?" zapytał, odwracając się ponownie w stronę nieznajomego. "Wydaje mi się, że twoja twarz jest znajoma. Gdzie jesteś?"
Mężczyzna skinął głową.
"Dobrze, dobrze! Dzień pieśni skaldów, powiadam, a my byliśmy jego częścią, co?".
Mężczyzna ponownie skinął głową.
"A jednak wciąż nie kibicujesz".
Mężczyzna nic nie powiedział.
"Jesteś niemy, bracie? A może po prostu nie rozumiesz, co się stało?"
Wojownik odwrócił się.
"Nie nazywam siebie mądrym człowiekiem - powiedział, a jego głos był powolny. "Nie zaliczam się też do mądrych. Ale wiem dwie rzeczy. Po pierwsze, zimny uścisk skrywa cierpliwe ostrze.
"A ten drugi?" zapytała tarczowniczka, ignorując zdezorientowane, pijane spojrzenie Svena.
Mężczyzna patrzył na nią przez chwilę, zanim zdjął rękawicę. Jego dłoń lśniła pomarańczowo w płomieniach świec, lód pękał i naprawiał się, gdy nią poruszał. Wokół długiego stołu zapadła cisza, a oczy rozszerzyły się z podziwu, gdy zmagali się z widokiem przed nimi.
"Njal!" mruknął podekscytowany Sven. "Frosthand! Mówią, że starzec zrobił to z twoją ręką..." Ignorując jego pijackie bajki, Njal zbliżył swoją niemożliwą rękę do tarczowniczki, szukając jej oczu w lodzie.
"Drugim jest to, że Lew nie wybacza tym, którzy go zlekceważyli".
Njal wstał, ujawniając swój rozmiar i posturę, gdy górował nad Svenem obok niego, lodowatą dłonią klepiąc młodzieńca po ramieniu.
"Pij dziś w spokoju... bracie - powiedział niemal łagodnie. "To, o czym rozmawiają z królem, potrwa tylko chwilę. Nie wiem, co przyniesie świt".
Sięgnął po swój róg, podniósł go do stołu, po czym dopił miód pitny.
"Ale kiedy świt kiedykolwiek przyniósł pokój w Mannheim?".