Porządek rzeczy

Epilog

Bitwa o Nordsrzepnięte Ziemie

Tak więc mokradła Riismarku były jeszcze zimne, a pola ryżowe lśniły porannym szronem, gdy siły króla Fredrika z Brandengradu zaatakowały nie miasto Angengrad, trzymane przez Nords, ale fort Schultzfield, pół dnia jazdy na północ od miasta. Oddechy koni i ludzi uleciały z metalowych hełmów i szafranów, mieszając się z poranną mgłą, gdy klarowne wezwanie do wojny odbiło się echem nad rzeką i lądem; wezwanie zostało odebrane, barbarzyńskie rogi podjęły wyzwanie i jedna po drugiej wieże strażnicze obozu wokół wielkiego fortu wzywały swoich zagranicznych obrońców do obsadzenia palisad. Sztandary powiewały leniwie na słabych wiatrach, blakły we mgle, ale trzymały się nie mniej mocno niż w najczystszym słońcu dnia lub przy najsilniejszym wietrze.

Dwóch poprowadziło szarżę; król Fredrik, dopingowany przez własne wojska skandowaniem "Za Wielkiego! Fredrik Wielki!", oraz Erich Schur, którego żołnierze wiedzieli lepiej, by nie wykrzykiwać niczego poza przekleństwami i groźbami pod adresem wroga, choć nie mniej szanowali własnego generała. Ich połączone siły wyglądały na silne i dzień z pewnością będzie należał do nich; jeśli uda im się zdobyć fort przed przybyciem posiłków z miasta.

To był krwawy poranek, poranek stali i śmierci. Stopniowo siły Riismarku zdobywały teren, ale do południa fort wciąż był ozdobiony sztandarami barbarzyńców. Wtedy zabrzmiały rogi i krzyk olbrzyma; ponieważ Gudmund nie mógł sobie pozwolić na utratę kontroli nad rzeką na północy i wysłał swoich najlepszych, aby utrzymać fort.

W ten sposób oszustwo zostało ujawnione, gdy chorąży Fredrika zasygnalizował Schurowi, słysząc rogi i głos olbrzyma. Schur roześmiał się mocno i dziko, a w odpowiedzi zadął w róg; trzy szybkie okrzyki odbiły się echem po polu, krzycząc, jak się zdawało, z szyderczym śmiechem: "teraz, bracia, teraz, bo barbarzyńcy dali się nabrać!". I jak jeden mąż, jakby oczekując tego wezwania przez cały ranek, ludzie z królestw wycofali się, dbając przez cały dzień bardziej o to, by ich flanki były czyste, a drogi otwarte, niż o zdobycie samego fortu.

Rozpoczął się wielki pościg, a posiłki Nordów krzyczały, gdy gonili ich wyczerpani towarzysze. "Uciekajcie, południowe psy!" krzyczeli wesoło z fortu, patrząc, jak ich najlepsi Konungyrowie ruszają w pościg. Erich i Schur uśmiechnęli się i rozkazali swoim ludziom uciekać, rozdzielając siły Nordów i prowadząc je dwiema drogami. Fort był dla nich stracony, ale nie dzień.

Przez pół dnia jazdy na południe od nich, Everard z Miecza i trzy tuziny żołnierzy jego to wystarczyło, by przejąć miasto. Tego dnia na Nords rozpętała się trwająca stulecia zemsta, gdy Zakon Miecza odebrał życie w imieniu wszystkich swoich braci, zabitych przez Svarthgalma i jego armię podczas Czerwonych Lat. Długie są wspomnienia Zakonów, mówią zwykli ludzie i mają rację. Miecz padał bez litości i bez końca, dopóki miasto Angengrad nie zostało wyzwolone.

Pod koniec dnia, opancerzona dłoń lśniła czerwienią od śmierci, którą rozprzestrzenił, Everard wszedł do sali tronowej Angengradu i podniósł koronę z martwego Gudmunda. Gdy jego ludzie powiedzieli mu, że Fredrik przybędzie w ciągu godziny, odrzucił koronę na bok i usiadł na tronie, by złapać oddech.

Kiedy Fredrik przybył na miejsce, bramy były zamknięte, a Miecz był jedynym sztandarem powiewającym na murach miasta.

Widok na Living World!