
Na przestrzeni całego Dominium, zarówno pod względem czasowym, jak i geograficznym, kult Hazlii był równie wieloaspektowy, co skomplikowany i adaptacyjny. Czy to z ambicji, popędu, wspomnień minionych czasów, podziwu lub przebiegłości - a nawet kombinacji wszystkich tych czynników - Hazlia sięgnął po płaszcz Słońca na wczesnym etapie swojej kariery jako Bóg-Obrońca Pierwszego Plemienia. Ale dziesiątki plemion nawróconych, zasymilowanych, podbitych lub zaanektowanych przez Pierwsze Plemię Hazlii zażądało, aby Hazlia przyjął różne imiona, osobowości i aspekty portfolio, ponieważ słońce było czczone przez prawie wszystkie z nich. To oczywiście dobrze służyło Pantokratorowi; w jego ostatecznym dążeniu do dalszego wywyższenia i ostatecznie absolutnego panowania zarówno nad bogami, jak i śmiertelnikami, złożoność jego kultu pozwoliła na wszechstronność i ciągłe zmiany, podczas gdy różne podejścia do tego samego tematu przez różne plemiona pozwoliły Hazlii zanurzyć się w portfelach innych osób z jego Patheonu, utrzymując moc największych z nich w ryzach, a ostatecznie całkowicie podporządkowując sobie mniejszych.
Niektórzy uważają, że końcowym rezultatem było szaleństwo i Upadek. Rozproszona i ciągnięta w tak wielu kierunkach, jak wiele było person i tytułów w jego honorach, sama natura Hazlii została złamana - a przynajmniej tak mówią. Miało to jednak mniejsze, bardziej przyziemne konsekwencje: w III wieku p.n.e. kult Hazlii czasami różnił się poza Capitas, a lista zakonów, bractw i pomniejszych kościołów poświęconych Hazlii była zbyt liczna, zbyt rozproszona i często zbyt zaciemniona, by większość o niej pamiętała, z wyjątkiem być może Relatora Fidelium, Kronikarza Wiernych.
Cezarowie Hazlii zadbali o to, by te zakony i kościoły, zarówno duże, jak i małe, zostały zachowane i zabezpieczone finansowo. Pragnąc, by ta różnorodność pozwoliła mu zachować zwinność, Hazlia wzmocnił je w różnym stopniu, oferując ziemię, struktury finansowania, a nawet przyznając prawa do dziesięciny okolicznym obszarom. Przyznając im ulgi w ich praktykach, zakony te często wymykały się spod jurysdykcji wszystkich oprócz Caelesora, w tym Strażnika Modlitw. Co jednak najważniejsze, nie tylko zezwalano im na oddawanie czci, ale także dawano im do tego prawo. Rekrutacja i zapewnienie kontynuacji tych zakonów, bractw i wspólnot siostrzanych było nie tylko zachęcane, ale aktywnie wspierane. W przypadku Pustelników Wszechwidzącego Hazlia-Samasha praktyka ta była równie niejasna, co ekstremalna - i niezwykle skuteczna.
Bóg słońca Samashut był pierwotnie czczony przez Shakadhi, jedyny lud, który rywalizował z Pierwszym Plemieniem pod względem pomysłowości i postępu - niektórzy uważają, że dzięki sponsoringowi członka Dyrektoriatu. Do tego stopnia, że wczesne legiony Hazlii nigdy nie zaryzykowały spotkania z nimi w bitwie. Zamiast tego Hazlia ukazał się im jako uosobienie Samashut i choć nie wszyscy chętnie za nim podążyli, reszta, jak mówią, jest historią, a Shakadhi wkrótce zostali sprowadzeni pod sztandar Hazlii. Zapomniano już, czy za Samashutem faktycznie stała jakaś osoba lub pierwotny odłamek, czy też jego kult po prostu czcił koncepcję słońca, ale niezależnie od tego tożsamość Samashuta, stopniowo oczerniana do Samash lub Hazlia-Samash, była jedną z pierwszych, które Hazlia przyjął poza własną.
Zanim Hazlia przyjęła tę postać, Samashut był wszechwidzącym bogiem słońca, sędzią żywych i umarłych w równym stopniu. Chociaż rola ta była zwykle zarezerwowana dla Widzącego Panteonu w jego postaci Orcosa Radamanthusa, Pustelnicy Wszechwidzącego Samashuta pozostali wierni tradycyjnemu kultowi, a Hazlia, który żywił do Widzącego niemal taką samą sympatię jak jego partnerzy z Triumwiratu, dopilnował, by tak pozostało. Zakorzeniona daleko na zboczach wschodniego pasma górskiego Herm, Świątynia Oczu służyła również jako więzienie dla najbardziej bezwzględnych i brutalnych przestępców, skazanych na śmierć. Podczas gdy miejscowi byli gotowi służyć swoim lokalnym panom, Pustelnicy polegali głównie na swoich gościach... Oferując szansę na życie poprzez oddanie Hazlii-Samashowi i zakonowi pustelniczemu, ci, których Hazlia pobłogosławiła pod koniec okresu próbnego i na chwilę przed egzekucją, zawdzięczali swoje życie jemu - dosłownie - oraz swoim braciom i siostrom pustelnikom.
Wieki upadku przed kataklizmicznym Upadkiem Hazlii nie pozostawiły Pustelników, ani żadnego z innych zakonów, bez wpływu. Najwięksi z nich stali się najważniejszymi trybikami w skomplikowanej machinie teokracji Dominium, działając jako lokalne władze ramię w ramię z lokalnymi preatorami i prokonsulami - a tym samym stanowiąc zagrożenie dla autorytetu Caelesorów, którzy pod nieobecność Hazlii sprawowali swoje urzędy w niepewności i ciągłych wyzwaniach. Ich władza nad lokalnie przydzielonymi legionami była najważniejsza w decyzji o ich rozwiązaniu - i zamieszaniu, do którego to doprowadziło. Do czasu upadku Hazlii wiele z nich zostało okaleczonych lub całkowicie wyeliminowanych, ale nie wszystkie.
Pomniejsi, tacy jak Pustelnicy Samasza Wszechwidzącego, rozproszeni po ziemiach Dominium - a nawet poza nimi - i odizolowani w swoich klasztorach i świątyniach, byliby zmuszeni zamknąć swoje bramy i nie wychylać się. Słusznie obawiali się, że bez ochrony Hazlii ich przywileje mogą przyciągnąć zazdrosne spojrzenia. W następnych stuleciach większość z nich zostałaby całkowicie zapomniana i zignorowana, a ich oddani wierni, niemal całkowicie odizolowani, z wyjątkiem nowych rekrutów i pochwał, staliby się echem kultu i gorliwości. Dla niektórych z nich, być może zbyt wielu z logicznego punktu widzenia, okazało się to zbawieniem; zakorzenieni w swoich klasztorach i świątyniach, z dala od centrów cywilizacji i zniszczenia, przetrwają Upadek.
Tak było w przypadku Pustelników Samasza Wszechwidzącego. Złożeni niemal wyłącznie z fanatycznych kryminalistów, którzy - w ich mniemaniu - zawdzięczali życie Hazlii osobiście, Pustelnicy przetrwali pierwsze lata po Upadku dzięki temu, co mógł zaoferować ich skromny przyklasztorny ogród i zwierzęta hodowlane tak długo, jak te wytrzymywały. W końcu, gdy okazało się to zbyt mało, a zwierzęta padły z głodu i odwodnienia, zwrócili się ku ich zwłokom, a następnie ciałom swoich martwych rodaków wokół świątyni; aż w końcu zwrócili się ku ciałom własnych więźniów i nielicznych obłąkanych ocalałych, których udało im się upolować. Zrozpaczeni z powodu porzucenia, wysłali ekspedycję do Capitas, dowodzoną przez brata Hanibusa i sześciu innych. Minęły miesiące, potem rok, aż pozostali Pustelnicy zwrócili się po substancję do tych spośród nich, którzy nie przeszli jednej z wielu wyczerpujących prób wiary - i pomimo popełnionych potworności, Pustelnicy postrzegali swoją sytuację jako próbę od swojego boga; i zostali nagrodzeni.
W szarą wigilię, taką jak wszystkie poprzednie, blade światło przebiło się przez popielate mgły za bramami świątyni. Następnie ciężkie drzwi świątyni otworzyły się, a ich skrzypiące protesty zwiastowały świt nowego życia; Brat Hanibus, niosąc pochodnię z ciemnym płomieniem, wszedł do środka. Znalazł pół-szczątki większości z nich rozrzucone po terenie świątyni. Innych znalazł w słabych objęciach, walczących o zebranie sił, by posmakować ciała lub krwi. Jeszcze innych znalazł zamkniętych w celach więziennych, by trzymać się z dala od swoich braci, z własnymi śladami ugryzień na skórze. Dobry Brat uśmiechnął się.
"Widzę, że jesteście gotowi - powiedział, opuszczając pochodnię na każdego z nich, oferując wieczność w objęciach ich boga. Dziś nawet pozostali Kherres i Moroi stronią od krwistoczerwonych peleryn Pustelników Samasza Wszechwidzącego.