
Dla większości Volvów dążenie do powrotu bogów jest mglistą koncepcją, często zapominaną lub po prostu odkładaną na bok w konfrontacji z realiami władzy i wpływu na lokalnych władców Mannheim. Nie dla Osesigne. Zawsze pochłonięta zadaniami swoich sióstr, Osesigne nie pozwalała sobie na takie rozproszenia.
Odrzucając Einherjarów i ich ciągłe odrzucanie sugestii Volvów, by zastąpić starych bogów, Osesigne skupiła się na innych możliwościach. Podążając za wątkiem istnienia Krwawych w społeczeństwie Nordów, flirtowała z ideą boskości przekazywanej przez krew - i być może odradzającej się u niektórych kandydatów. Zdobywając większość w radzie swojego bractwa, zaprosiła ich do dalszego zbadania tego pomysłu, ale podczas gdy Volvowie byli gotowi pozwolić jej na zbadanie tej drogi, Krwawi zostali uznani za zbyt niestabilnych, a ich boska krew za zbyt słabą. Zamiast tego rozważano opowieść o Sigurðrze, jako że legenda podkreślała jego wzniesienie się ponad ludzką śmiertelność dzięki mocy smoczej krwi. Za zgodą bractwa, Osesigne zabrała się do pracy.
Legenda Sigurðra umiejscawiała go na przestrzeni wieków w różnych częściach świata, przy czym południowe góry królestw były najlepszym możliwym kandydatem. Chcąc sfinansować swoją wyprawę i zdobyć wystarczającą ilość mieczy, by dotrzeć do odległej krainy, Osesigne zwróciła się do Gudmunda Gudalfsona, Konungyra z Vinnheim. Zwabiony jej obietnicami wniebowstąpienia - i ucieczki przed ograniczeniami, jakie Najwyższy Król nałożyłby na jego ambicje - Gudmund zebrał armię w odpowiedzi na sugestie Volvy. Wkrótce, pod dowództwem samego Gudmunda i z Osesigne u boku, cała armia popłynęła na południe, lądując na wybrzeżach Riismarku.
W kampanii Riismark Nords Gudmunda odniósł zwycięstwo, jakiego nie było od czasu inwazji na Svarthgalm: ludzie Konungyra podbili królestwo Angengrad, zachowując kontrolę nad jego rzekami aż do północnych wybrzeży. Niestety, zwycięstwo to nie przyszło łatwo i tanio. Po poniesieniu strat przekraczających jego oczekiwania, umysł Gudmunda zaczął różnić się od umysłu Osesigne. Ignorując jej błagania o pozostawienie sił w mieście, podczas gdy mniejsze siły będą poruszać się na południe, Gudmund zdecydował się osiedlić w Angengradzie i bronić go do zimy, dając swoim kapitanom wystarczająco dużo czasu na naprawę statków i wysłanie wiadomości o posiłkach do Mannheim. Mając nadzieję na uspokojenie i odwrócenie uwagi Volvy, Gudmund powierzył jej różne zadania, które w przyszłości wzmocniłyby jej własne plany wyprawy dalej na południe. Potajemnie jednak Gudmund planował zająć podbite ziemie na dobre, przynosząc chwałę całemu Mannheimowi i ostatecznie uciekając przed zasięgiem Najwyższego Króla i ustanawiając dla siebie odpowiednią domenę.
Wyczuwając jego plany, Osesigne poczyniła własne za jego plecami. Zamiast ryzykować przyszłość Nords w poszukiwaniu próżnej chwały poprzez podbój i zwycięstwo w bitwie, potajemnie rozpoczęła przygotowania do porzucenia miasta i Gudmunda na pastwę losu, podczas gdy ona potajemnie podróżowałaby w poszukiwaniu ziem Sigurðr. Gdy przygotowania były już prawie gotowe, a armia Riismarku gotowa do ataku na miasto, do Osesigne zgłosił się agent Alchemika. W zamian za wsparcie podczas zbliżającej się bitwy, miała podzielić się częścią odkryć z księciem kupieckim Nepenthe.
Kiedy siły Fredrika zaatakowały, Osesigne wciąż był w mieście, pomagając do czasu pojawienia się sił Iglicy, zapewniając, że armia króla wycofała się z murów miasta. Ale gdy miasto wciąż było zdezorganizowane i liczyło zabitych i rannych, Osesigne nie zawahała się. Zebrała swoich najwierniejszych, ponosząc wśród nich pewne straty podczas bitwy, i wyruszyła pieszo, zostawiając swój statek Gudmundowi. To uświadomiło jej, że choć nie porzuci całkowicie swoich nordyckich braci, ich bitwa w Angengradzie nie należała do niej. Jej przeznaczenie i przeznaczenie wszystkich Nords leżało we krwi Sigurda, daleko na południu.
Zadowolona z rozwoju i rosnącej potęgi politycznej swojego kultu na Północy, Osesigne zwraca swoją uwagę bezpośrednio na drażliwą kwestię Einherjaren. Ludzie przyjęli boskość Einherjarów... ale sami Einherjarowie odmawiają przyjęcia płaszcza. Trzeba to rozwiązać.
(Wybór: )
Jeśli Einherjaren nie dadzą się przekonać do przyjęcia swojej boskości, sagi mówią o boskich dzieciach dziedziczących świat po swoich ojcach po długiej zimie. Nikt nie może zaprzeczyć boskiej mocy, która płynie w żyłach Krwawych... Jeśli uda się ją okiełznać, być może uda się wychować nowych bogów, którzy będą mniej... trudni.
Ostre, białe światło dnia otworzyło jej oczy, gdy leżała na miękkich futrach łóżka swojego kochanka. Pomimo jasnego światła, Ossesigne obudziła się z uśmiechem. Dobry sen zawsze oczyszczał jej umysł, a wczorajszy dylemat był naprawdę ciężki.
Teraz wiedziała, że szukanie Zabójczego Wiatru byłoby błędem. Nawet jeśli Einherjar wciąż żył, kto mógł wiedzieć, czy będzie bardziej podatny na jej polecenia niż uparci głupcy, na których wylądował boski płaszcz. W rzeczywistości człowiek ten był podobno tak popędliwy i nieprzyjemny, że kiedy rozpoczął inwazję, nikt z jego rodzaju nie podążył za nim. Nie. Miała już dość tych nieugiętych bożków... Potrzebowała giętkich umysłów, które mogłaby wychować do boskości i wielkości.
Ach, gdyby tylko wszyscy mogli być tak miękcy i giętcy jak Lukan, pomyślała, przesuwając dłońmi po doskonale umięśnionych, choć owłosionych plecach egzalta. O ile łatwiej byłoby to wszystko zrobić. Leżała cicho, z zadowolonym uśmiechem na twarzy i palcami śledzącymi jego umięśnione plecy, podczas gdy w jej głowie powoli rodził się plan...
Gęsta para przenikająca wnętrze loży pachniała czystym dymem i ostrą żywicą. Wokół Osesigne pozostali Wysocy Volvowie z Mannheimu leżeli w różnych stanach rozebrania i pozornego odprężenia. Przyciągnięcie jej odpowiedników wymagało nie tylko miesięcy prezentów, miodowych słów i ustępstw, ale także niewielkiej ilości rozsądnie zastosowanej przemocy. Inga, najstarsza z nich i najbardziej konserwatywna w radzie, nie przeżyła długiej podróży do Aarheimu, Osesigne tego dopilnowała. Przyznając swoje miejsce Thyrze, która do niedawna była uczennicą Thurhilda, zapewniła sobie dwa głosy, na których mogła zbudować swoją koalicję. Wszyscy w końcu się zgodzili: jeśli nie uda się przekonać Einherjarów, trzeba będzie wychować nowe pokolenie bóstw... Pozostawało tylko pytanie, jak to zrobić.
(Wybór: )
Istniały legendy o Sigurðrze, Smokobójcy, który przekroczył ludzkość po wypiciu smoczej krwi, ale zgubił swoją ścieżkę, gdy uzależnił się od jej mocy. Istnieją opowieści o zakonie Heamomancerów, którzy podążają za jego naukami w Danonii i znacznie przekroczyli ludzkie ograniczenia.
Wiatr morski pieprzył jej usta, przyklejał długie włosy do czaszki i ocierał skórę, ale Osesigne była pełna wigoru. Za nią brzeg się oddalił, a przed nią północne morza rozwinęły się w całym swoim wzburzonym, szarym majestacie, ukazując flotę, która leżała tuż za otworem fiordu.
Stojąc na dziobie statku, jej ścieżka rozwijała się przed nią z jasnością, której nigdy wcześniej nie pojmowała. Gudmund i jego Wybrańcy stali u jej boku, a grupa starannie dobranych Walkirii była rozproszona wśród załogi statku. Przyprowadzenie Gudmunda było śmiesznie łatwe.
Choć Gudmund stał się bogaty i potężny, wciąż był zmuszony odpowiadać przed siedzibą Najwyższego Króla, zwłaszcza gdy zasiadał na niej Angbjorn. Ta niemożliwa do przezwyciężenia przepaść w sprawności i władzy ropiała i raniła przez wiele lat. Wystarczyła obietnica boskości, obietnica, że będzie mógł stawić czoła Angbjornowi i Einherjarowi na równych prawach w pierścieniu wyzwań, a Osesigne miała swoją flotę i siły najazdowe wystarczająco potężne, by rzucić królestwo na kolana.
Gdy słońce schowało się za ciężkimi chmurami i otuliło ją złotym blaskiem, Osesigne roześmiała się z zachwytu, ponieważ przyjemność żeglowania i dreszczyk emocji związany z nieznanym kusiły ją dalej.
"LOOO! RIISMAAAARK!"
Załoga wybuchła wiwatami, podobnie jak załogi statków znajdujących się w pobliżu. Wkrótce okrzyk został powtórzony przez innych zwiadowców, a ze wszystkich wronich gniazd uniosły się wskazujące dłonie i przez chwilę wydawało się, że całe morze ryczy krwiożerczymi okrzykami, a wiwat "Odinaug" odbija się echem raz za razem, gdy broń unosi się w powietrze, salutując Konungyr obok niej.
Nie mogła ich winić. Jej własne palce drżały z podniecenia. Wszystkie te plany, wszystkie te spiski, tajne układy i manipulacje, wszystkie one osiągnęły punkt kulminacyjny. Spełnienie jej marzeń, wykuwanie nowych bogów rozpoczęło się teraz; ale uroczystości mogły poczekać. Odwróciła się do samej Konungyr i kontynuowała od miejsca, w którym przerwał jej krzyk. "Zebranie floty wzmocni naszą liczebność - powiedziała - ale da też czas naszym wrogom. Możemy ustanowić przyczółek, ale statki będą odsłonięte..."
Gudmund Gudalfson z Vindheim wyglądał na spokojnego i opanowanego, obok niego stała garstka jego Wybranych, ale Osesigne wiedział lepiej. Ze wszystkich krzyczących brutali Gudmund był najbardziej podekscytowany, mimo że milczał. Jego propozycja i sposób, w jaki jego palec pośpiesznie wskazywał na mapie, tylko to potwierdzały. "Glauburg" - powiedział w końcu. "Lepsze oparcie niż plaże i wczesne, silne zwycięstwo, które wzbudzi strach w sercach miękkoskórych południowców. Potrząsnęła głową.
"Stracilibyśmy też zbyt wielu ludzi w pierwszej bitwie na bardzo długiej drodze - odparła. "Poza tym, jeśli zdecydujemy się popłynąć jak najdalej w głąb lądu, Glauburg jest ryzykowny. Tamtejsza rzeka prowadzi do Brandengradu, a jeśli nasi hanseńscy szpiedzy mają rację, to będzie to najsilniej ufortyfikowane miejsce.
"Będzie miał również lepsze zwalnianie" - powiedział Konungyr.
"To dopiero początek, mój Konungyrze - powiedziała gładko. "Musimy przejść przez ich ziemie, jeśli zaczniemy je oblegać i walczyć z nimi na każdym kroku...".
"Svarthgalm nie wyrzeźbił swoich ziem tańcząc dookoła" - odpowiedział Gudmund.
"A Svarthgalm nie żyje" - odparła.
Wybór
Stwórz oparcie dla floty, aby mogła się bezpiecznie zebrać.
Ustanowienie przyczółka
"To jest to? To są obrońcy ich wybrzeży?"
Przytaknęła bezmyślnie na pytanie Konungyra. Jej wzrok skupił się nie na prymitywnych palisadach i broniących ich wojownikach, ale na galopującym w oddali jeźdźcu. Obrońcy byli dobrze opancerzeni i wyposażeni, ale nie więcej niż garstka lub dwie. Zdobycie plaży byłoby łatwe, a jeśli patrole, które nękały ich obóz, były równie silne jak ta żałosna wymówka siły obronnej, utrzymanie jej również nie stanowiłoby problemu.
"Tchórze!" Gudmund splunął z pogardą. "Bez wątpienia chowają się za murami.
Przytaknęła, zgadzając się z jego oceną, ale nie podzielając jego pogardy. To nie była obrona; to była taktyka opóźniania, po której prawdopodobnie nastąpią siły nękające w nadchodzących dniach i nocach. Im więcej czasu poświęcą na zdobycie przyczółka, tym lepiej przygotowani będą ich wrogowie. Musieli być szybcy. Szybcy i czujni.
Wybór
Nords Assault
Nocny śpiew lasu przesłaniał ich ostrożne kroki, unikając odległego blasku ognisk na plaży. Sierżant Javen Emulson skinął na swoich ludzi, by się zatrzymali, spoglądając na stale rozrastający się obóz na brzegu, spomiędzy krzaków na skraju lasu. Większość barbarzyńców zdawała się odpoczywać pod gwiazdami, przykryta pelerynami, wielu nie miało nawet pościeli czy płachty oddzielającej ich od skał i piasku. Zauważył jednak, że przy większych łodziach rozstawiono namioty; kapitańskie kwatery, pomyślał, ale prawdę mówiąc nie obchodziło go to. Mogły okazać się dobrą podpałką dla ich ognistych strzał i tylko to się liczyło. Odwrócił się, by kazać swoim ludziom przygotować łuki, po czym zatrzymał się, zaskoczony, gdy zauważył, że nie widział żadnych strażników. Potem zauważył żółte oczy, które nagle znalazły się naprzeciwko niego po drugiej stronie krzaka, mrożąc krew w żyłach, gdy jego ostatni oddech wydobył się z ust zgorzkniałych z przerażenia.
"Zmieniacze skór ucztują dziś wieczorem" - skomentował Gudmund, gdy warczenie i krzyki dotarły do ich namiotu. "To dobrze. Całe to czekanie sprawiło, że stali się... niespokojni. Obiecałem im działanie, Volva. Akcję i krew.
"Dostarczysz, Konungyr - odpowiedziała. "Nie pozwolą nam na więcej bez walki. Przytaknął, a ona kontynuowała, pochylając się nad mapą przed nimi. "Powiedziałabym, że Glauburg i jego rzeka są dla nas zamknięte. Ostatni raport naszych szpiegów wspominał o tym, że mury są obsadzone znacznie ponad normę. Od tamtej pory nie mieliśmy od nich żadnych wieści. Ryzykowanie oblężenia wymagałoby czasu i ludzi, ale pozostawienie tego tak, jak jest, oznaczałoby, że mielibyśmy przynajmniej jedną siłę na plecach przez cały czas". Przerwała, gdy Gudmung ponownie skinął głową.
"Teraz flota w większości się zebrała, a kilka zaginionych długich łodzi może podążać za nimi, ale musimy się wkrótce ruszyć. Stalkerzy donoszą, że wschodnia rzeka jest obserwowana, ale o ile im wiadomo, nadal jest to opcja, ponieważ wody pozostają wystarczająco wysokie dla naszych statków. Jeśli nasi kapitanowie potrafią nimi nawigować, jest to najszybsza droga na południe. Angengrad ma być mniejszy niż Glauburg, ale to wciąż miasto i będziemy płynąć na ślepo. Jeśli jednak uda nam się je zdobyć, powinniśmy mieć zagwarantowaną kontrolę nad rzeką, przynajmniej do jeziora dalej na południe. Skrzywił się, tak jak się tego spodziewała, ale zignorowała go. "Inną opcją jest kontynuowanie podróży pieszo. Bylibyśmy wolniejsi, otoczeni przez dwa miasta, Haubach i Angengrad, ale mielibyśmy możliwość manewrowania, a może nawet wybrania miejsca, w którym moglibyśmy stanąć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Poza tym po drodze jest przynajmniej trochę łupów i wiosek. Z pewnością nie są bogate, ale powinny zadowolić... bardziej chętnych spośród armii. Spalmy ich plony, ukradnijmy bydło, zniszczmy barki i splądrujmy kopalnie. Uderzmy wystarczająco mocno, a być może zmusimy ich armie do opuszczenia murów".
Wybór
Atak na Angengrad
Angengrad
Najpierw pojawiła się mgła. Była nagła, ale nie na tyle, by zaalarmować Tybalta Edwikkerna. Brak reakcji sierżanta Dowida dodatkowo go uspokoił. W końcu to Riismark, kraina rzek, błota i mgieł. Mimo to poczuł niepokój i unosząc łuk, spojrzał na północ, gdzie znajdowała się placówka łańcuchowa. Kiwnął do siebie głową, ponownie uspokojony, bo przytłumione światło pochodni było widoczne, nawet jeśli ledwo, nic nie zdradzało kłopotów.
Nagłe warknięcie było nieco bardziej niepokojące. Szturchnął Dowida, który sam zauważył ten dźwięk, ale tylko wzruszył ramionami.
"To tylko jakieś zwierzę, Tybalt" - powiedział sierżant. "Bagna są ich pełne. Widzisz? Psy szczekają. Miej uszy otwarte, a możesz usłyszeć panikę kurczaków lub owiec".
"Nigdy nie słyszałem, żeby jakieś bagienne zwierzę robiło taki hałas" - odpowiedział Tybalt - "i dochodził on z kierunku placówki. Jeśli łańcuch..."
"Pah. Czy mógłbyś być bardziej zielony, chłopcze?" Dowid prychnął. "Łańcuch można poluzować tylko od strony miasta. Od strony posterunku kopią tak głęboko, jak sięga ziemia, więc trzeba by je zerwać od tej strony, a nie da się tego zrobić. Każde królestwo w Riismarku ma swoje rzeki skute łańcuchami i ani razu konkurencyjne królestwo ich nie zerwało. Zaufaj mi. Kiedy ci barbarzyńcy podpłyną wystarczająco blisko, zostaną zatrzymani, będą kaczkami do siedzenia dla naszych ar-".
Rozległ się metalowy brzęk, odległy, ale głośny. Zbyt głośny. Potem zapiał kogut, a pierwsze światła świtu zaczęły malować mgłę złotymi odcieniami.
* * *
"Tarcze!"
Strzały i bełty posypały się zaledwie kilka chwil po wydaniu rozkazu, a ich gwizd i stukot wkrótce zaginął pod rozproszonymi krzykami bólu i śmierci. Po profanacjach, ocalali szydzili z oblężonych południowców, a brzęk metalu odbijał się echem po polu bitwy.
"Osłaniajcie olbrzyma, dranie o twarzy trolla! Strzelać! STRZELAĆ!"
Osesigne ledwo słyszała rozkazy Konungyra, czy w ogóle chaos wokół niej. Nie zauważyła, jak prześladowcy wystrzeliwują strzały w odpowiedzi, próbując zepchnąć obrońców za mury obronne. Jej umysł był skupiony, zmysły przytępione przez otaczające ją bodźce, a całą swoją moc skierowała na utrzymanie górskiego olbrzyma przy życiu. Musiał przerwać łańcuch. Musiał! Mgła utrzymywała się, zakrywając statki najlepiej jak to możliwe, ale świt nadszedł na dobre. Wkrótce jej armia zostanie odsłonięta, a oblężenie utknie w martwym punkcie, dając południowcom czas na sprowadzenie posiłków.
Wcześniej musieli zająć miasto.
Wybór
Zwycięstwo.
"Gudmundzie, nie jesteśmy tu po to, by podbijać!"
Konungyr uderzył pięścią w stół, talerze i kubki zagrzechotały.
"Pamiętaj, do kogo się zwracasz, Volva! - powiedział ostrym tonem. "Może i jesteśmy sami, ale ja wciąż jestem...
"Nie mam czasu na twoje ego... Konungyr - odpowiedziała. "A teraz nie masz luksusu, by gonić za chwałą. Ledwo zdobyliśmy miasto. Straciliśmy ludzi i statki, a to była dopiero pierwsza prawdziwa bitwa. Ile jeszcze ich będzie, zanim dotrzemy na południe?
"Sam to powiedziałeś - odparł Konungyr, podnosząc do ust kubek ociekający pianą. "Straciliśmy statki.
"Więc zostaw tych kapitanów, którzy stracili swoje statki. Dajcie im miasto za ich odwagę i pozwólcie im się naprawić i popłynąć na północ, kiedy będą gotowi".
"Zbiera się armia - powiedział ze złością. "Wiesz o tym. Nie zostawię moich ludzi, by tu zginęli".
"Zostawisz ich, by walczyli - powiedziała, zniżając głos, ale nie uspokajając tonu. "Zostawisz ich, by zabezpieczyli pozycję na twoich tyłach, za bezpiecznymi murami. A jeśli nie dadzą rady, zostawisz ich, by powstrzymali wroga przed pościgiem za tobą. Chciałeś chwały bycia Konungyrem. Takie decyzje podejmują Konungyrowie".
Patrzył na nią przez chwilę, rozważając jej słowa, oczy zmarszczyły się w zamyśleniu, ale zanim zdążył odpowiedzieć, odezwała się ponownie.
"Zapominasz, dlaczego tu jesteśmy - powiedziała, patrząc na niego zimno. "Twoje przeznaczenie, przeznaczenie wszystkich Nords, leży na południu, a nie w jakimś zaściankowym mieście na bagnach.
"Nie zapominam" - powiedział. "Ale widziałeś mapy ich ziemi. Jest jeszcze jedno miasto na południu, przed jeziorem. Kolejne miasto, kolejny łańcuch, kolejne oblężenie. Spróbowałbyś tego samego z mniejszą liczbą statków, mniejszą liczbą ludzi i jednym olbrzymem mniej? Nie.
"Nawet jeśli na końcu będziemy musieli zostać tylko ja i ty, musimy dotrzeć do krainy Sigurda. Musimy!"
"Twoje serce może być zimniejsze niż oddech Heli, wiedźmo! - ryknął, wstając i patrząc jej w oczy. "Ale przy całym majestacie twego knującego umysłu, nie myślisz. Nie możemy wiecznie uciekać po tych ziemiach. Prędzej czy później będziemy musieli walczyć. Jeśli mam stawić czoła armii, która zna te ziemie lepiej niż ja, wolę mieć mury, na które muszą się wspiąć, by do mnie dotrzeć. Tutaj możemy je przełamać. A jeśli się nie uda, po prostu zatrzymamy się i wezwiemy kolejnych kapitanów. Myślisz o tym jak o letnim zadaniu. To może być coś więcej. Powinno być czymś więcej. Nie można wykuwać przeznaczenia ludu bez tego ludu".
"Powiedz, że trzymasz. Powiedzmy, że przetrzymasz tu cały sezon. Co będzie potem? - zapytała z ironią w głosie. "Kiedy wszystkie południowe królestwa wywęszą twój wielki pomysł inwazji? Co wtedy? Nie. Ten król jest teraz sam, z wyjątkiem swoich jarlów. Nadszedł czas, by zapuścić się jak najgłębiej na południe. Mieliśmy plan, Konungyr. Nie odstępuj od niego".
Wybór
Utrzymać miasto.
"Nadal uważam, że tracimy czas - powiedziała - ale w twoim planie są pewne zalety. Jeśli zdecydowałeś się na taki sposób działania, to musimy go jak najlepiej wykorzystać".
Konungyr po prostu skinął głową. Przekonał się, że pozwolenie volvie, by się wydzierała, zwykle ją uspokajało, a sądząc po jej skrzyżowanych rękach i nieustannym stukaniu stopą w podłogę, rozpaczliwie tego potrzebowała.
"Zabezpieczenie miasta i naprawa statków muszą być naszymi najważniejszymi priorytetami; jeśli ten bagnisty teren jest w stanie zapewnić odpowiednie drewno do tego zadania. Przydałoby się też odpowiednie miejsce do leczenia. Następnie musimy rozstawić patrole, zarówno na rzece, jak i w okolicy. Musimy utrzymywać otwartą drogę, zarówno na północ, jak i na południe, by nie wpaść w pułapkę. I stalkerów. Nie zapomnijcie, by stalkerzy cały czas podążali za armią ich króla. Mówią, że idzie na wschód, ale to może być podstęp. Lepiej nie obudzić się pewnego dnia z armią za naszymi murami. Trzeba też zabezpieczyć zapasy. Zbliża się zima i..."
Jadł powoli, od czasu do czasu popijając miód pitny. Ta kobieta była siłą nie do powstrzymania. Kiedy nie działała, przygotowywała się, a kiedy nie przygotowywała się, planowała. Wsłuchiwał się w to, co mówiła, w pojedynkę formułując plany dla wielu scenariuszy. Potężna kobieta, największy atut jego armii.
Obawiał się, że straci ją, gdy dowie się, że wysłał już statek do Mannheim; gdyby chciał, Nords wytyczyłby dla niej drogę na południe, a nie chodził i tańczył jak tchórze. I choć nigdy by się do tego nie przyznał, obawiał się również jej reakcji. Do tego czasu wszystkie te rzeczy, o których wspomniała, musiały zostać zrobione, a on uważał, że najlepiej będzie jej na to pozwolić. Zadomowienie się na podbitym obszarze było ogromnym przedsięwzięciem; zrobienie tego na wrogich ziemiach było operacją wojskową samą w sobie. Pozwolił jej rozproszyć się wykonywanymi zadaniami i, miejmy nadzieję, uspokoić sukcesem. Może wtedy, gdy się dowie, nie przyjmie tego zbyt źle.
Wypił kolejny łyk miodu pitnego. Był lokalny i smakował dziwnie, ale nie najgorzej. Mógłby się do niego przyzwyczaić.
Wybór
Sukces operacji.
Powietrze w tej krainie pachniało inaczej.
Daleko mu było do orzeźwiającego, rześkiego wiatru z zaśnieżonych dolin i zamarzniętych wybrzeży. To powietrze było cięższe, bardziej wilgotne, nawet tak wysoko na blankach fortu. Było leniwe i niechętne; żywe, owszem, ale emanowało ospałością i zgnilizną. Nic dziwnego, że Gudmund tak bardzo chciał pozostać na miejscu. To powietrze potrafiło zmienić zuchwałych mężczyzn w nieśmiałych, wojowników w bezczynnych mieszczan, przywódców w leniwce, których najśmielszym rozkazem było napełnienie kubków. Westchnęła, zirytowana zarówno sobą, jak i powietrzem.
Było oczywiste, że Gudmund planował spędzić tu zimę, zwabić więcej kapitanów teraz, gdy solidny przyczółek został ugruntowany. Jeśli myślał, że statek, który wysłał do Mannheim, pozostał niezauważony, to bardzo się mylił. Nawet jeśli nie sprawdzała stanu wszystkich statków każdego ranka, nic nie działo się w tej armii bez jej wiedzy.
Nie był to całkowicie idiotyczny plan, pomyślała, wciąż zirytowana powietrzem, którym oddychała. Gudmund wysłał zwiadowców i najeźdźców dookoła, blokując przejścia na wschód, aby żadne posiłki nie mogły dotrzeć do południowego króla. Zdobycie przez Nords kontroli nad wybrzeżami i rzeką przed kolejnym sezonem najazdów byłoby zwycięstwem samym w sobie, pierwszym Konungyrem, który zaoferowałby taki przyczółek od czasu inwazji Svarthgalma. Jeśli jej misja stałaby się synonimem takiego sukcesu, to legenda, którą budowała, stałaby już na solidnych fundamentach, a wyczyn ten powtórzył jedynie Einherjar, jakieś cztery wieki temu, a nigdy wcześniej ani później. Co więcej, mogło to oznaczać bezpieczeństwo dla jej misji, mając ląd do odwrotu bez konieczności ucieczki na północ statkiem. Mogła zostać. Zapewnić Gudmundowi sukces, a tym samym zwiększyć szanse powodzenia własnej misji. To byłaby dobra saga, a dobre sagi inspirują więcej.
Ale co, jeśli żaden z kapitanów nie posłuchał wezwania? Co jeśli zostaną sami, otoczeni przez wrogie armie? Jasne, w tej chwili lokalny król walczył z Dweghom, raporty z południa mówiły o barbarzyńskich plemionach ze wschodu, a stolica znajdowała się tuż obok Iglicy. Ale ich intencje, ich cele były dla niej tajemnicą. Zakładając, że zostawią króla w spokoju, ten Fredrik raczej nie zaoferuje jej ludziom takiej samej uprzejmości. On również starał się ugruntować swoją pozycję potęgi, z którą należy się liczyć, a pozostawienie miasta w rękach Nords nie wróżyłoby mu sukcesu.
Opuszczenie Gudmunda było opcją. Wziąć półkrwi, zabrać wojowników zaprzysiężonych jej, a nie Gudmundowi i ruszyć na południe. Nie będzie to wystarczająco duża armia, by zaalarmować każdą damę i lorda od tego miejsca aż po ziemie Sigmunda, ale wystarczająco silna, by zapewnić jej bezpieczeństwo i z wystarczającą ilością krwi na zapas, gdyby magia, której szukała, tego wymagała. Jej nieobecność mogła oznaczać zgubę dla armii, którą zebrała. Wolałaby nie musieć tego robić, ale Gudmund zmuszał ją do tego. Być może uhonoruje ich, gdy jej misja dobiegnie końca. Zaoferowałaby kilka wersów w sadze o przebudzonej krwi, o nadejściu nowych bogów.
Wybór
Użyj siły i udaj się na południe.
Na razie tajemnica była najważniejsza, a jeśli oznaczało to opóźnienie, to niech tak będzie. Nie chciała ryzykować konfrontacji między Nords, nie tak daleko na południu. Nie będąc otoczoną przez wrogów. W przeciwieństwie do tego, w co bez wątpienia uwierzyłby Konungyr, nie życzyła mu ani źle, ani porażki; po prostu nie mogła czekać. Gdy wszystko będzie przygotowane, być może będzie mogła porozmawiać z Gudmundem, spróbować przekonać go do rozsądku po raz ostatni.
Jej logika była prosta: poczynić wszelkie niezbędne przygotowania, aby w każdej chwili wyruszyć z dokładnie taką liczbą osób, jaka jej zdaniem będzie potrzebna. Nie chciała spędzić zimy w tym wilgotnym, bagnistym mieście z mdłym powietrzem, które przytępiało jej zmysły. Gdyby zostali zaatakowani wcześniej, nie pozwoliłaby, by jedna bitwa zadecydowała o latach badań i trudu. Jeśli porażka zapukałaby do ich drzwi, opuściłaby je, zanim dzień byłby stracony.
Jej przysięgli trzymali język za zębami. Nie tylko wiedzieli, że lepiej tego nie robić, ale także zostali wybrani właśnie ze względu na swoją lojalność i zrównoważony charakter. Sztuczka polegała na tym, by przenieść zapasy i jej łódź na dobrą pozycję bez wzbudzania podejrzeń. To ostatnie było łatwe; wprost powiedziała Gudmundowi, że osobiście będzie patrolować na południu, upewniając się, że ich droga nigdy nie zostanie zablokowana, a rzeka pozostanie otwarta aż do następnego miasta. Byłby podejrzliwy, ale, miała nadzieję, uznałby to za minimalne ryzyko; gdyby kiedykolwiek zdecydowała się nigdy nie wracać, jedna łódź i garstka ludzi nie przeszkodziłyby jego własnym planom. Byłby jednak znacznie bardziej ostrożny, jeśli chodzi o zapasy. Spędzenie zimy na terytorium wroga oznaczałoby pasywne oblężenie, bardziej prawdopodobne niż nie. Gudmund będzie potrzebował wszystkich zapasów, jakie zdoła zgromadzić.
Mocniej ścisnęła w dłoni kawałek pergaminu. Nie polegała na jego słowach, ale gdyby okazały się prawdziwe, kimkolwiek był ten "przyjaciel", mogłyby okazać się przydatne. Do tego czasu jednak wydawali się bardzo dobrze zaznajomieni z jej planami. To było ryzyko, którego nie mogła podjąć. Na razie najważniejsza była tajemnica.
Wybór
Sukces operacji.
"Zatrzymał Dweghom. Konungyr mamrotał, myśl wypowiedziana bardziej na głos niż skierowana do niej. Jeśli zdawała sobie z tego sprawę, nie obchodziło jej to.
"A teraz zmierza tutaj", wymamrotała z naglącą potrzebą w głosie. "Gudmundzie, proszę! Pamiętaj o naszej misji i naszym planie.
"Nie ucieknę przed tym królem ani przed żadnym innym!" - powiedział. "Jeśli walczył z Dweghom, zwycięsko czy nie, to jest osłabiony. Możemy..."
"On nie jest naszym wrogiem - wybuchła. "Na miłość bogów, Gudmundzie, nie po to tu przyszliśmy... Przerwała nagle, wzdychając. "Nie będę się więcej kłócić. Masz gorączkę bitewną jak młodzieniec w Kapp-a-Görask. A tacy młodzieńcy umierają, Gudmundzie. Prawdziwymi wojownikami zostają ci, którzy są zrównoważeni.
Wstał, niezbyt szybko, ale zdecydowanie.
"Czy to groźba, wiedźmo?" - powiedział chłodno.
"To zniewaga - powiedziała, wpatrując się w niego niewzruszona. "Nie przyprowadziłam cię tutaj, by cię zabić. Ale nawet gdybym to zrobiła, nie musiałabym tego robić. Zachowuj się jak głupiec, a sam to osiągniesz - dodała i odwróciła się, by odejść, jej ciało było napięte, a uszy nastawione, by usłyszeć najmniejszy ruch za nią, na wypadek gdyby musiała zareagować. Nie zareagowała. Wściekle ruszyła korytarzami zamku, spychając służącego z drogi, zanim zatrzasnęła drzwi na blanki, a następnie ponownie je za sobą zamknęła. Dopiero tam zatrzymała się, dysząc wściekle, a jej ręce trzęsły się ze złości.
Głupiec! Kompletny, absolutny głupiec! Lata planowania, sojuszy, planów, a on wyrzucił je przez okno, jakby były jego. Spojrzała w dół, nie na pustkowia, ale na miasto, wsłuchując się w głosy swojej armii. ona armia - poniżej. Pozostała tam przez chwilę, wyglądając na zagubioną w myślach, rozdartą, jakby była ciągnięta z dwóch stron. Potem nagle się odwróciła.
Nie słyszała, by sługa, którego popchnęła, wyszedł. Nie była nawet pewna, czy to ten sam sługa, bo nie mogła skojarzyć twarzy z jego wspomnieniem. Hela z trudem patrzyła teraz na mężczyznę, przyłapując się na ciągłym rzucaniu spojrzeń w lewo i prawo, niechętnie; ale on odczuwalny i to pomaga jej skupić się na nim.
"Ty... - powiedziała, a stworzenie poruszyło się niespokojnie, niezręcznie, niemal nienaturalnie. "Kimkolwiek jest twój pan, powiedz mu:"
Wybór
"Jeśli chce być moim przyjacielem, pomoże mojej armii. Będziemy chronić to miasto za wszelką cenę".
Bitwa o Angengrad
"Wszystko jest -"
Wzdrygnęła się, gdy rogi rozbrzmiały ponownie, wznosząc się ponad zgiełk bitwy i zagłuszając głos kapitana. Dwa długie wybuchy, potem dwa ostre; Południe - Wzmocnić. Zatrzymała się na chwilę, po czym potrząsnęła głową, zanim sięgnęła do dziobu i postawiła stopę na burcie. Potem znów się zatrzymała.
"Kiedy tylko będziesz gotowy" - odezwał się ponownie kapitan.
Przytaknęła z roztargnieniem. Ona był gotowa. Była gotowa od lat. To było jej przeznaczenie, a nie misja na dziś czy na ten sezon. To był cel jej istnienia. Zrobiła wszystko, co mogła, by pomóc Gudmundowi i ten idiota powinien być w stanie wytrzymać, zwłaszcza jeśli jej "przyjaciel" dotrzymał obietnicy. Ale ona? Łódź była gotowa, jej orszak za nią; wszystko, co musiała zrobić, to wejść na pokład, a oni podążą za nią, na koniec świata.
"Volva? - zapytał kapitan. "Jeśli mamy odejść niezauważeni, powinniśmy to zrobić teraz.
Przytaknęła, ale nie ruszyła się z miejsca, bo klakson zabrzmiał ponownie. Dwa długie wybuchy, dwa ostre. Południe. Wzmocnienie. Walczyła z chęcią spojrzenia i oceny sytuacji, więc po prostu stała, z ręką na dziobie i stopą na burcie okrętu. Zdała sobie sprawę, że najeźdźcy na statku patrzą na nią, a ona odwzajemniła ich spojrzenia, szukając w ich oczach.
Bogowie, o czym wiedzieli wszyscy Nords, przemawiali do ciebie zza grobu. Ukrywali wiadomości we wnętrznościach ofiar i prowadzili tam, gdzie lądowały kości runiczne. Szeptali swoją wiedzę na wietrze lub pisali na niebie za pomocą chmur i wzorów lotów ptaków. Ale niewielu wiedziało, że ich szepty były nieustanne, jeśli ktoś wiedział, jak ich słuchać. Przemawiały zmęczonym westchnieniem lub ochoczym warknięciem, dobrze dobranym słowem przechodnia lub ukochanej osoby. Albo tam, gdzie spoglądał człowiek, zaciskając uścisk na swojej cuchnącej broni, rozdarty między przysięgą złożoną volvie a wezwaniem do walki. A czasami, po prostu czasami, Bogowie krzyczeli.
Krótki wybuch, długi, potem dwa ostre. Pilne - Południe - Wzmocnić.
"Wkrótce - powiedziała w końcu do kapitana. Potem podniosła wzrok i uśmiechnęła się, żądna krwi. "Niech będzie gotowa - dodała i rozkoszowała się wiwatami swoich ludzi.
"Ile?"
"Cztery, Volva - powiedziała kobieta. "Fridda Jahndottir, Halfdun Halfdanson, Rolf Ślepy i Kirsi z Fimmtingu.
"Ranny?"
"Kolejne pięć. Większość da radę, ale Eric Ylfling nie będzie podróżował w najbliższym czasie.
Osesigne przytaknął uroczyście.
"Lepiej niż się obawiałam - powiedziała w końcu, ale jej oczy były zmarszczone. Spojrzała na północ, zauważając Gudmunda opierającego się o mury obronne i wyglądającego na zewnątrz, ale jej umysł szalał. Nie żałowała, że zawróciła. Jeśli już, to upewniła się, że miasto jest w rękach Konungyr. Cóż, ona i jej... przyjaciel to zapewnili. Pytanie brzmiało, jak długo jeszcze miasto może być utrzymywane. Zima zbliżała się wielkimi krokami, a to mogło opóźnić rozwój wypadków.
NiePo chwili odwróciła się, by spojrzeć na Ygridha, który czekał na jej rozkazy. Gudmund zrobi to, czego Gudmund chciał. Pytanie brzmiało, jak najlepiej dotrzeć do celu. Jej załoga i statek czekały, ale czy to było mądre? Skoro Gudmund został tu na zimę - a w każdym razie tak długo, jak mógł - wytyczenie drogi przez ziemie południowców wydawało się niebezpieczne. Rzeki byłyby monitorowane, więcej łańcuchów podniesionych, a ona prawdopodobnie musiałaby walczyć ponownie i ponownie, aby otworzyć drogę. Czy mogła liczyć na pomoc swojego "przyjaciela"? Czy chciała tak bardzo na nim polegać?
Mniejsza grupa, pieszo, mogła być wyborem. Drogi byłyby monitorowane, a tylko Ygridh i jej kapitan znali południowy język, ale i tak przyciągałaby mniej uwagi, ewentualnie przedzierałaby się przez pustkowia, kiedy musiałaby, zamiast trzymać się dróg. Byłoby wolniej, a w razie kłopotów miałaby mniej rąk do walki. Ale podstęp był czasem lepszy niż brutalna siła, a pozostawienie dodatkowego statku i większej liczby ludzi u Gudmunda...
Przerwała, uświadamiając sobie coś; nawet nie rozważała pozostania. Ta niepotrzebna wojna już jej nie interesowała. Straciła już wystarczająco dużo czasu. Zanim dzień się skończy, będzie w drodze na południe.
Wybór
Weź małą grupę i podróżuj pieszo.
EPILOG
Zostało to zrobione.
W końcu potrzebowali miejscowego. Południowcy mocno patrolowali ziemie wokół miasta i myślała, że domyśli się powodu; szukali wojowników jej przyjaciela, tych dziwnych stworzeń w kościanych zbrojach. To skomplikowało sprawę, więc zdecydowała, że potrzebuje kogoś, kto zna te tereny, najlepiej myśliwego lub leśnika. W końcu znaleźli przemytnika, zbyt chętnego do opuszczenia miasta i zdobycia przy tym trochę pieniędzy. Podejrzewała, że w nadchodzących miesiącach będzie musiała spotkać jeszcze wielu takich jak on.
Miejscowy, mężczyzna o imieniu Gath, wydawał się znać drogę na bagnach, znajdując ścieżki, gdzie nie można było ich zobaczyć; co więcej, wiedział, jak uniknąć patroli. Znalazł peleryny, które nieco ich zamaskowały, wyjaśnił, którymi ścieżkami będą podążać, a teraz stał na czele, że tak powiem, jej bandy. Osesigne oczywiście kazała Engelinowi śledzić każdy ruch ich przewodnika. Łatwo byłoby mu zgubić ich w tym błotnistym piekle, ale niezbyt subtelnie wyciągnięty nóż Engelina nieustannie przypominał, że jeden niewłaściwy krok może kosztować go życie. Jak dotąd zdawał się spełniać to, co obiecał, ale nie był to ani przyjemny spacer, ani szybki. Ich kostki nieustannie znajdowały się w wodzie, niepewnie stąpali po błotnistym, niewidocznym szlaku, pchali trzciny, aby zrobić sobie drogę, a jednocześnie musieli znosić ciągłe ataki owadów, które wlatywały do ust, nozdrzy i oczu bez rozróżnienia.
Mimo całej niedoli spaceru i napięcia związanego z ucieczką przed uwagą patroli, zdała sobie sprawę, że była najbardziej zrelaksowana od bardzo dawna. Jej oczy chłonęły szczegóły skądinąd nieatrakcyjnego otoczenia; jej uszy cierpiały z powodu irytującego brzęczenia owadów, znajdując ulgę jedynie w chlupoczących dźwiękach ich błotnistego marszu. Po raz pierwszy od miesięcy, jeśli nie lat, była całkowicie skupiona na teraźniejszości. Nie planowała kolejnego ruchu, nie kombinowała, jak dotrzeć do celu, nie pochłaniały jej własne myśli i plany. Była tam. Szła ścieżką i to wszystko, co musiała teraz zrobić. Przeszłość została rozstrzygnięta, a przyszłość była przed nią.
Wszystko, co musiała zrobić, to iść na spotkanie.