Old Dominion

Stara i nowa wiara

Pierwotne wzory

Benjamin Tok i A.R.

Rozdział 3: Stara i nowa wiara

[...]

Już podczas stuleci chaosu, które poprzedziły Upadek Hazlii, wielu było takich, którzy mówili o grzechu człowieka. Ponieważ Old Dominion było czystą i niekwestionowaną teokracją, kryzys polityczny wywołany nieobecnością Hazlii po Ostatniej Krucjacie był również kryzysem wiary. W połączeniu z ciągłymi deklaracjami Świętych Wojen, nie tylko spowodowało to fragmentację społeczeństwa Dominium, ale także pozwoliło na rozkwit idei odbiegających od ustalonych dogmatów. Niezależnie od tego, czy motywy były duchowe, czy polityczne, aby rzucić wyzwanie hierarchii, trzeba było zakwestionować samą wiarę. Był to jeden z wielu powodów, dla których legionom zabroniono praktykowania jakiejkolwiek formy oficjalnego kultu - mandat ten był w najlepszym razie luźno egzekwowany, ponieważ nominacje wojskowe spadały na wyższe szczeble teokracji.

Idee stojące za tymi wyłaniającymi się heterodoksjami były liczne i różniły się znacznie w tym momencie, często napędzane bardziej okolicznościami niż chęcią dotarcia do nowej Prawdy. Niemniej jednak można było dostrzec zrozumiały wzorzec: nieobecność Wszechojca mogła oznaczać jedynie porażkę człowieka, co oczywiście nie tylko obejmowało, ale przede wszystkim odnosiło się do posiadaczy wysokich urzędów w hierarchii teokracji, w tym Caelesorów. Już w tamtym czasie niektóre znacznie bardziej nieśmiałe głosy mówiły zamiast tego o niepowodzeniu Boga, ale zwykle były one szybko uciszane. Obywatele Old Dominion byli przecież bogobojnym narodem.

Tak więc, podczas gdy zdecydowana większość uchodźców, którzy opuścili Old Dominion, próbowała uciec przed chaosem i przemocą, która zagrażała ich życiu lub zniszczyła ich majątek, wielu z nich po prostu musiało odejść, ściganych przez teokrację za heretyckie sugestie. Jako że granice między państwem, religią i armią zacierały się tak długo, zwłaszcza podczas fali Galtonni, wielu oficerów rozwiązanych legionów, od legatów i strategoi po centurionów i legionistów, musiało uciekać przed ściganiem za swoje przekonania. Należy jednak pamiętać, że do tego czasu większość ludzi nigdy nie była świadkiem chwały Hazlii i jego Panteonu, tak jak ich przodkowie. Ich postrzeganie religii było bliższe złemu zarządzaniu i przemocy niż przewodnictwu, ochronie i inspiracji. Dekonstrukcja ich społeczeństwa doprowadziła wielu z nich do zakwestionowania autorytetu religii w ich życiu. Tak więc, wśród populacji grup uchodźców, większość, niegdyś wiernych, umysłów kwestionowała swoje przekonania, podczas gdy słowa kilku żarliwych kaznodziejów były początkowo w dużej mierze ignorowane, jeśli nie uciszane siłą. W końcu nikt nie chciał usłyszeć, że jest odpowiedzialny za swoje nieszczęścia tylko dlatego, że nie wierzył wystarczająco mocno.

Ostatecznie jednak niektórzy z tych kaznodziejów ewoluowali, aby wypełniać bardziej tradycyjne obowiązki kapłanów niemal z konieczności, ponieważ ludzie zwracali się do nich w praktycznych sprawach o charakterze rytualnym, takich jak przeprowadzanie ceremonii, takich jak śluby czy pogrzeby. Z czasem, gdy desperacja ich sytuacji i strach przed nieznanym rosły, uchodźcy zwracali się do tych kaznodziejów po duchowe przewodnictwo i wsparcie. Do tego czasu, dwa wspólne przesłania tych gorliwych mówców były proste: "Hierarchia sprowadziła nas na manowce Boga, a my, zdecydowawszy się uciec przed ich dekadencją, musimy żałować, że za nimi podążaliśmy". Z tych wczesnych kaznodziejów wśród uchodźców wyłonią się później pierwsi apostołowie Kościoła Teistycznego, podczas gdy wielu wiernych żołnierzy, którzy chronili swoją grupę przed niebezpieczeństwami podróży, zostanie pośmiertnie wyniesionych do świętości.

Po dotarciu do Bounty tacy kaznodzieje zaczęli wędrować po osadach, wykonując te same rytualne obowiązki, które mieli podczas długiej podróży na zachód. W celu podniesienia własnego prestiżu, ale także zapewnienia pewnego poczucia stabilności, niektórzy przywódcy zapraszali ich do pozostania na swoich dworach na stałe i zaczęły powstawać pierwsze nieśmiałe powiązania ze szlachtą. Podczas Drugiego Zgromadzenia Szlachty, kapłani byli przyprowadzani lub czasami zapraszani, o ile byli również przywódcami grup. Jeśli jednak Zgromadzenie coś ujawniło, to były to dwie rzeczy. Pierwszą z nich było to, że duch boskiego mandatu stojącego za przywództwem wciąż tkwił we wspomnieniach uchodźców z Dominium i choć pamięć ta była prawdopodobnie gorzka i nieufna, istniało powiązanie. Jednak największym objawieniem, jakie kapłani otrzymali od Zgromadzenia, było to, że jako jednostki mieli bardzo niewielki wpływ i po raz pierwszy toczyły się dyskusje na temat znaczenia Upadku. Ponieważ jednak wielu z nich było zbyt przywiązanych do własnych idei i poprzedniego dogmatu teokracji, potrzeba było nowego pokolenia kaznodziejów, aby te dyskusje przyniosły owoce. W połowie pierwszego wieku po Upadku kaznodzieje ci wykazywali pewne oznaki współpracy; podjęto wysiłki w celu zgromadzenia wiernych kongregacji, a ich nauki wykazywały znacznie większe podobieństwa niż ich poprzedników, koncentrując się na głównym przesłaniu o porażce ludzkości w oczach Boga. Jednocześnie wykazywali coraz większe przywiązanie do miejsc władzy, a kapłani często znajdowali się na dworach jako przedstawiciele swoich stad.

Pojawienie się Zakonów zniweczyło te wysiłki. Choć zakony początkowo stroniły od wewnętrznej polityki każdej osady, ich zaangażowanie zawsze wiązało się z zastrzeżeniem dotyczącym nieobecności kapłanów i kultu w radach administracyjnych. Unikani przez siedziby władzy, kaznodzieje zwrócili się do społeczeństwa o wsparcie w znacznie bardziej skoordynowany sposób. W swojej kampanii mówili o jednym bogu, którego imię Theos szybko się rozprzestrzeniło. W swej pychy skorumpowani przywódcy ludzkości próbowali wynieść się do Niebios, próbując odtworzyć boską moc cudów. Narzędziem ich bluźnierstwa była magia, nienaturalny stan objawiający się w duszach, które nie są dostrojone do boskiej równowagi Theos. Aby ochronić ludzkość przed jej własną profanacją, Mistrz Theos zrzucił się z nieba, niszcząc bluźnierców. Była to ofiara, którą ludzkość musiała uhonorować, ta zbrodnia, która wymagała pokuty, ta pycha, za którą ludzkość musiała odpokutować.

Podczas gdy ta wczesna obsesja na punkcie magii została z czasem zepchnięta na margines Wiary Teistycznej, w tym czasie strach i nienawiść do magii rozprzestrzeniły się i doszło do rozproszonych spaleń czarownic, ale Zakony szybko i agresywnie położyły kres takim praktykom, a także wielu ich podżegaczom. Jednak z perspektywy Zakonów sam fakt, że musiały interweniować, podkreślał, że wpływ tych kaznodziejów i ich nauk okazał się znacznie bardziej rozpowszechniony i wpływowy, niż do tej pory sądzili, podczas gdy ich własna początkowa, gwałtowna reakcja zraziła wielu. W późniejszym czasie zaproponowano nową odpowiedź na tę rosnącą wiarę.

Zwiastowany przez niejakiego Rosmuna Ludhusa, nowy, odsunięty na bok paradygmat zaczął się rozprzestrzeniać w dziewiątej dekadzie P.R.: to nigdy nie ludzkość upadła, był to tylko aspekt Boga, ponieważ sama boskość nie jest nieomylna. Deus, który był ponad percepcją, nie mógł być umieszczony w jednej formie ani czczony w jeden sposób. Poprawa każdego z wiernych była obowiązkiem wobec Boga, ponieważ był On częścią wszystkiego, a ludzie byli częścią Niego. Każdy miał podchodzić do niego na swój własny sposób, czcząc Aspekt, ułamek absolutnego istnienia, jakim jest Bóg, który jest najbliższy jego własnemu zrozumieniu, i dążyć do doskonałości w tym aspekcie. Ta wiara, która została pozbawiona ciężkiego rytualizmu i oddaliła się od percepcji kilku wybranych i skoncentrowała się bardziej na związku każdej osoby z boskością, z czasem miała rezonować wśród zwykłych ludzi.

Mając na uwadze powyższe, można zadać dwa pytania. Biorąc pod uwagę teozoficzne debaty, które pochłonęły Old Dominion podczas wieków Upadku, czy naprawdę może wydawać się tak zaskakujące, że Pomazańcy, z których każdy wyraża zupełnie inne aspekty i okresy kultu Hazlii, nie współistnieją w harmonii, ale raczej walczą i kłócą się o Wolę swojego boga? Rozszerzając to pytanie i biorąc pod uwagę powtarzalność tego wzorca, można by nawet argumentować, że takie debaty są rzeczywiście część kultu Hazlii, że sam Bóg nieustannie się zmienia, a przynajmniej jest pociągany przez kult w tak wielu różnych kierunkach.

Jednocześnie jednak, biorąc pod uwagę korzenie współczesnego teizmu, czy pojawienie się deizmu i jego fragmentarycznych dogmatów było tak nieprzewidywalnym wydarzeniem, czy też mogło odzwierciedlać wzorce z przeszłości? Czy ludzkość i boskość są skazane na powtarzanie błędów z przeszłości? Pod wieloma względami, choć nie oddaje czci Hazlii, Kościół Teistyczny jest odległym duchowym następcą Teokracji Old Dominion, a jego najwcześniejsze nauki i rytualizm są pod silnym wpływem starych praktyk kultu. Mając to na uwadze, deizm można postrzegać jako zaplanowaną i ukierunkowaną drogę do fragmentacji, do której w przeszłości doprowadziło oddawanie czci absolutowi. Na tej podstawie wielu dostrzega intelekt Zakonów stojących za ruchem deistycznym i wskazuje na ich tolerancję wobec Rosmun i jego zwolenników. Rzeczywiście, wiele wskazuje na to, że zakony nie tylko pozwalały wczesnym deistom na swobodne głoszenie, ale także wspierały ich i zapewniały eskortę, gdy przemieszczali się z jednej osady do drugiej.

Podczas gdy ogólnie przyjętym motywem stojącym za tym wsparciem była natura polityczna, a Zakony próbowały stłumić nowo powstały Kościół, nie można lekceważyć większego celu: zdystansowania ludzkości od nawet najbardziej odległych aspektów kultu Hazlii. Być może nic dziwnego, że ostatecznie to właśnie Sceptykom Zakony naprawdę oddały swoją lojalność. Zrodzeni z nieufności do boskości spowodowanej Upadkiem, Sceptycy wątpili nie tylko w potrzebę religii, ale także w samą absolutną naturę boskości. Według nich bogowie byli bytami o podwyższonej mocy, a nie wyższymi bytami o zupełnie innej naturze niż reszta wszechświata. Dlatego domyślnie oddawanie im czci służyło tylko im; nigdy czcicielowi.

[...]

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter