
Uratowany przed osądem Konklawe po wydarzeniach wywołanych przez Bitwa o NepentheFredrik został namaszczony na króla Brandengradu, nie mając zbyt wiele czasu na opłakiwanie straty ojca i świętowanie w jego imieniu. Przyćmiony przytłaczającym pokazem potęgi Iglicy w Vatsdamie i niebezpiecznie odizolowany przez swoje działania, jego uwaga została skierowana na Riismark. Umacniając swoje nieliczne sojusze poprzez małżeństwa i manewry polityczne, zwrócił oczy nie przeciwko wrogom, ale sąsiadom.
Kolejny rok okazał się niestabilny dla całej prowincji Riismark. Z pomocą swoich sojuszników, w tym głównie królów Branda i Ottona, rozpoczął kampanię przeciwko wszystkim w Riismarku, którzy chcieli zobaczyć go zmiażdżonego pod chitynowym butem Nepenthe. Ignorując etykietę i zwykłą praktykę wojenną, szalał przez zimowe miesiące, izolując wrogów i pokonując ich zarówno na dworze, jak i w polu. Poprzez bitwy, zakładników i małżeństwa, jedna po drugiej, pozostałe jedenaście koron Riismarku albo poległo w bitwie, albo ugięło kolana. Dopóki jednak lokalne rody ignorowały starożytne przysięgi lub nawet aktywnie sprzeciwiały się jego roszczeniom na Konklawe, wiedział, że takie zwycięstwo ma niewielkie znaczenie.
Wykorzystując niespodziewane milczenie Nepenthe i Alchemika, Fredrik zdecydował, że ryzykując gniew Konklawe, konieczne jest całkowite podporządkowanie Riismarku jemu i jego sojusznikom. Za jednym zamachem pozbył się wszystkich szlachciców, którzy go kwestionowali, usuwając domy o długiej tradycji i oferując ich tytuły i ziemie sojusznikom. W Riismarku został mianowany Pierwszym z Jedenastu, zgodnie z pradawnym zwyczajem tej krainy; na Konklawe jednak zmusił do milczenia tych nielicznych sojuszników, którzy mu pozostali, wycofując ich poparcie. Zanim zdążył zająć się tą sprawą i ugruntować swoje rządy za zgodą Konklawe, na jego ziemie nadciągnęła wojna z trzech frontów.
Klany Dweghom dowodzone przez Alekhanerosa z Ghe'Domn przybyły ze wschodu, nie podając powodu i nie wysuwając żadnych żądań. Na południu plemiona W'adrhŭn dowodzone przez Nagrala z Coati przekroczyły Riismark, prowadzone przez Everarda z Zakonu Miecza i ostrożne manewry ruskich szlachciców, którzy delikatnie kierowali barbarzyńców na ziemie Fredrika, wiedząc, że jest sam. Na jego wschodnich granicach raporty umieściły psa wojennego szambelana, Ericha Schura, w pozycji gotowej do ruszenia na Riismark, gdy tylko padnie rozkaz. I w końcu wielka inwazja Nordów, dowodzona przez Konungyra Gudmunda Odynookiego, wylądowała u wybrzeży Riismarku - jedynych wybrzeży, których Konklawe nie pospieszyło ufortyfikować. Odizolowany od swoich rówieśników w królestwach, Fredrik i jego sojusznicy stanęli w obliczu wielu zagrożeń na wielu frontach - a zagrożenie ze strony Nepenthe nieustannie wisiało nad jego ziemiami i ludem.
Decydując, że nie będzie możliwe zaangażowanie się na wszystkich frontach, Fredrik nakazał królom Riismarku ufortyfikować swoje ziemie i zyskać jak najwięcej czasu, ponieważ wojska Riismarku były zbierane. Pozostawiło to czas jego wrogom na niemal swobodne poruszanie się, a zanim był gotowy do działania, wiele zostało stracone. Ostatecznie, zabezpieczając nieobecność Dweghom na polu bitwy i negocjując z W'adrhŭn prawa osadnicze, jego siły ruszyły głównie przeciwko królowi Nordów Gudmundowi, szturmując miasto Angengrad, które Nords przybył zająć. To właśnie podczas tego ataku Nepenthe uderzył; nie dbając o zasoby ani straty, elitarne klony i samobójcze harpie spadły na armie Riismarku, zmuszając Fredrika do odwrotu i pozwalając królowi Nordów przetrwać i utrzymać kontrolę nad miastem.
Pod koniec kampanii w Riismarku Fredrik i jego sojusznicy przetrwali, ale znaczna część Riismarku nie. Podczas gdy plemiona W'adrhŭn zostały ostatecznie zaakceptowane przez Branda na jego ziemiach i powstała niełatwa forma feafdomu, Dweghom podniósł miasto Enderstradt, zanim ich siły się rozpadły, a klany opuściły Alekhaneros z zaledwie kilkoma wiernymi zwolennikami. W tym samym czasie znaczna część północy pozostała pod kontrolą Gudmunda, a Angengrad służył jako jego siedziba władzy. Zdając sobie sprawę, że jego nadzieje na zjednoczenie Riismarku są prawie martwe i bezcennie pozbawione sojuszników - zamiast tego będąc świadkiem gotowości, z jaką jego rówieśnicy z Konklawe, a nawet sam Szambelan go opuścili - Fredrik zwrócił się do jedynej opcji, jaka mu pozostała: Zakonów.
Jego decyzja została zakwestionowana nawet przez jego dwóch najbliższych sojuszników; a napięcie to pogorszyło się, gdy zdecydował się ujawnić im, że pogodził się z zawieszeniem broni z Alchemikiem z Nepenthe. W gorącej dyskusji, która wystawiła na próbę ich długi sojusz, cała trójka ostatecznie się zgodziła. Nieobecność Alchemika w teatrze wojny nie oznaczała długotrwałego pokoju, a dług zostanie uregulowany. W międzyczasie ta sama nieobecność powinna zostać efektywnie wykorzystana. Podczas gdy Świątynia Zapieczętowanej Świątyni finansowała odbudowę Enderstradt i Vatsdamu, Zakon Miecza stanął na czele działań wojennych przeciwko Nords. Ale chociaż potencjalnie przyniosłoby to zwycięstwo w Riismarku, Fredrik rozumiał, że bez odbudowania mostów z Konklawe takie zwycięstwo niewiele by znaczyło. Wykorzystując obecność młodego, energicznego szlachcica z oddziałów Ericha Schura na froncie przeciwko Nords, król Brandengradu zaprosił generała szambelana na swoje ziemie, aby zapewnić młodemu szlachcicowi życie - oferując siłom cesarskim potencjalne zwycięstwo przeciwko Nords i być może ponownie otwierając komunikację.
Gdy pozwolił Schurowi i Zakonowi Miecza stanąć na czele odzyskania Angengradu i północnych wybrzeży Riismarku, nie wiedział, że Mistrz Miecza i jego Zakon mają własne plany. W przededniu bitwy przeciwko Gudmundowi i jego Nords, Everard i jego Wielki Mistrz spiskowali na temat przyszłości ich Zakonu - a wraz z nim Riismarku.
Po druzgocącej porażce pod Vatsdam i wstąpieniu na tron Fredrik może albo natychmiast rozpocząć konflikt z Spires, albo skonsolidować swoją władzę. Oba pomysły mają swoje zalety, ponieważ uważne obserwacje ruchów wroga sugerują, że Iglica Nepenthe jest nękana wewnętrznymi konfliktami, co czyni ją idealnym czasem na uderzenie. Byłoby to jednak lekkomyślne, ponieważ Olfrend z Degstradt, znany sympatyk teistów, zebrał swoich ludzi i stara się podważyć rządy Fredrika i zakwestionować jego granice.
(Wybór: )
Fredrik zaatakował Degstradt, aby przede wszystkim ustanowić swoje rządy i wpływy w Riismarku.
Olger przyglądał się, jak jego młody król przechadza się niespokojnie po bogato urządzonym pokoju. Jego intensywne spojrzenie i skupiona postawa skrywały hojną i życzliwą naturę, o której wiedział, że w nim drzemie. Zza drzwi słyszał głośne kłótnie innych lordów Riismarku. Nazywali siebie "królami", ale Olger odmawiał uznania tej pazernej bandy za coś więcej niż podskakujących bandytów.
Gdy tak rozmyślał, zauważył, że Frederick przestał chodzić, a jego twarz przybrała ponury wyraz. Spojrzał w górę i przemówił.
Nie ma sensu tego opóźniać. Olger, odpowiedz królowi Brandowi. Przyjmuję jego ofertę i poślubię jego córki. Odpisz też Brandowi, poprę jego roszczenia do margrabstwa Bartenstein. Proszę tylko o uznanie moich roszczeń do Dregsdat i jego wasali". Król mówił spokojnie, burząc wielowiekową równowagę i niemal gwarantując zaciekłą wojnę.
Natychmiast, panie. Olger dobrze znał tego człowieka. Nie dało się go odwieść od przyjęcia takiego tonu głosu.
Podjąwszy decyzję, król otworzył podwójne drzwi do zgromadzenia i przygotował się do poinformowania jego uczestników, że są teraz w stanie wojny.
Uprzejmy i hojny, tak... ale słaby? Królowie nie mogli sobie pozwolić na słabość.
Mój panie - odezwał się cicho Olger - najnowsze raporty, o które prosiłeś. Fredrik ledwie potwierdził swoją obecność, rzucając szybkie spojrzenie i chrząknięcie, które było limitem możliwości, jakie mógł poświęcić szambelanowi, studiując mapę. Cisza przeciągała się, aż Olger przemówił: - Twoja zimowa kampania była mistrzowskim posunięciem, panie. Przerwał i spojrzał na swego pana, którego rosnące zniecierpliwienie było widoczne w postaci pogłębiającej się zmarszczki. Północne posiadłości Olfrenda zostały zdobyte, a fortece Angerburg i Kulm zredukowane. Tu Olger przerwał, niepewny. "Niespodziewany... czas... ataku oznacza, że nasze siły wkroczyły na jego ziemie w większości bez oporu. Nasze siły są teraz kwaterowane w jego fortecach na zimę, a on nie będzie w stanie przeprowadzić kontrofensywy aż do wiosennej odwilży... - Do tego czasu roztopy spłyną Odrą, dając nam więcej niż wystarczająco czasu na spacyfikowanie wsi i zredukowanie jego siły roboczej niemal do zera - przerwał zwięźle Fredrik. Nie wezwałem pana, by powiedział mi pan to, co już wiem - powiedział, zwracając się do szambelana. Chcę, żebyś poinformował mnie o tym, czego nie wiem. - Oczywiście, sire. Przepraszam. Olger wziął szybki oddech, zanim kontynuował. Lord Statten, najbliższy sojusznik Olfrendów, mobilizuje swoje siły w odpowiedzi na zaloty lorda Ottona, ale to już wiesz - dokończył szybko, gdy Fredrik rzucił mu zirytowane spojrzenie. Odrzucił już prośbę Olfrenda o pomoc. Szybkie spojrzenie pokazało mu ponury uśmiech króla i kontynuował, teraz na bezpieczniejszym gruncie. Otrzymałem również raport od naszych informatorów, że Jasko odmówił ruszenia na pomoc Ofrendom. Powody nieznane - Olger uśmiechnął się wilczo i odwrócił bezpośrednio do swego pana. Chociaż wysłał list do twego narzeczonego z zapytaniem o zdrowie jego najstarszego syna, który pozostaje... gościem... na dworze lorda Branda, odkąd ogłoszono twoje zaręczyny z jego córką.''A więc Olfrend jest odizolowany. Dobrze. Król dopasował swój wilczy uśmiech i zwrócił się do adiutanta: - Zbierz ludzi. Maszerujemy dalej...
(Wybór: )
...Ofrend. Zabijemy węża w jego własnej jamie, zniszczymy blok energetyczny, a następnie zwrócimy się przeciwko Stattenowi. Wiosną całkowicie rozbijemy ten sojusz, przejmiemy ich ziemie i będziemy mogli negocjować z Jaśkiem bezpieczny powrót jego dziedzica.
Pogoda była fatalna. Stała ulewa niemal lodowatej wody, której nieustanne wysiłki, by utopić ludzi, były przerywane jedynie przez mroźne wichury, które nadciągały od strony morza, starając się pozbawić żołnierzy resztek ciepła, które zdołali zgromadzić od rana.
Fredrik odwrócił się, by spojrzeć na swoje siły, które mozolnie przedzierały się przez zasysającą ranę błota, jaką stały się drogi od początku tej ulewy. Nieubłagane tempo i przenikliwe zimno sprawiły, że jego armia straciła więcej ludzi niż podczas szturmu na Kulm, Angerburg i Offred. Z pochylonymi głowami i zesztywniałymi z zimna kończynami, większość z nich wyglądała na bardziej martwych niż żywych, a Fredrik nigdy by nie przypuszczał, patrząc na swoich ludzi, że ta siła rozbiła jedno z najpotężniejszych królestw na północy zaledwie kilka tygodni temu, a obecnie niosła wystarczająco dużo łupów, aby napełnić jego kufry i pozwolić tym ludziom upijać się do nieprzytomności przez kilka następnych lat. Kręcąc ze smutkiem głową, król przyznał, że większość jego ludzi nigdy nie pomyślałaby o tym, że za te pieniądze mogliby kupić sobie karczmę lub farmę.
Mimo to Fredrik nie mógł pozwolić na zwolnienie tempa. Musieli zająć pozycję przy brodzie Glauburg w ciągu tygodnia, aby odciąć Stattenowi linię zaopatrzenia. Statten byłby wtedy zmuszony zdecydować, jak zakończyć tę wojnę: zostać zmiażdżonym pod młotem Ottona i własną pozycją obronną Fredrika po drugiej stronie brodu, czy też patrzeć, jak jego armia rozprasza się z powodu braku żywności, paliwa i żołdu.
Tak czy inaczej, w ostatecznym rozrachunku straci mniej ludzi, więc usztywnił swoje serce i zawołał adiutanta, by przekazał niezbędne rozkazy. Statten padnie w ciągu tygodnia.
Olger westchnął ciężko i zmartwiony spojrzał na stertę dokumentów na swoim biurku. Pomiędzy aktami kupna, raportami o łupach i wyliczeniami skarbowymi wpatrywał się w zgromadzone bogactwa dwóch największych lenn Riismarku. To przyprawiało o ból głowy... ale można było sobie z nim poradzić. Istniały przecież ustalone zwyczaje i tradycje redystrybucji bogactwa wśród podbitych sojuszników.
The prawdziwy Ból głowy był drugą listą, którą trzymał w dłoni: zakładnicy. Desperacka gra Stattena nie powiodła się. Przeprowadził nieprzemyślany atak na umocnione pozycje Fredericksa i poniósł sromotną porażkę. Jego armia została rozbita, a sam Statten dostał się do niewoli. Resztki walczącej szlachty albo poddały się natychmiast, albo zostały wytropione przez siły Ottona. W połączeniu z tymi ze szlachty, którzy zostali schwytani pod Angerburgiem i Offred, stanowili oni całą walczącą szlachtę zachodniego Riismarku.
A teraz potężny młody król trzymał w ręku przyszłość całego królestwa. Gdy ich ziemie znalazły się w jego posiadaniu, tylko ci, którzy posiadali potężne rodziny za granicą, byli w stanie zapłacić okup. To, jak postąpi z tymi, którzy byli całkowicie zdani na jego łaskę, na zawsze zmieni dynamikę władzy na Północy. I nie miał pojęcia, co zrobi król, gdy przedstawi rachunki. Mógł...
Wybór
Zabij szlachtę: ...wybić szlachtę i scentralizować władzę, przejmując ich ziemie i królestwa dla siebie. Następnie mógłby rozdzielić te ziemie między swoich zwolenników, aby zapewnić sobie ich lojalność, a lwią część zatrzymać dla siebie. Takie posunięcie wywołałoby burzę w Konklawe, ponieważ nic nie przerażało szlachty bardziej niż myśl o podżegaczu wojennym, który zagarnąłby ich ziemie bez możliwości odwołania się. Z drugiej strony szambelan byłby bardziej niż zadowolony z tej sytuacji. Fryderyk nie byłby w stanie ponownie przydzielić lenna bez Concalve, więc byłby zmuszony je rozwiązać i stworzyć nowe. Te nowe lenna nie miałyby miejsc na Konklawe, a głosy starych lenn powróciłyby do cesarskiej owczarni.
Olger uważał, że zna umysł swojego króla lepiej niż większość ludzi, ale jeśli miał być szczery, nawet on był zszokowany. Decyzja o zjednoczeniu prowincji została podjęta dawno temu, być może już po bitwie pod Nepenthe. Jeśli Riismark nie zjednoczyłby się z własnego wyboru, zostałby do tego zmuszony. Ale to... Tylu pozbawionych tytułów, tylu szlachciców zdetronizowanych, wygnanych, a nawet straconych lub po prostu pozbawionych rodowych ziem i tytułów... To wstrząsnęłoby Konklawe, królestwami, być może całym światem. Fredrik właśnie ukształtował historię, w ten czy inny sposób, a Olger nie mógł przypuszczać, co się stanie...
Westchnął. Te sprawy wykraczały poza jego stanowisko i kontrolę. To były "małe cegiełki, które tworzą zamek", jak żartobliwie nazywał je jego król. Spotkanie miało się odbyć wkrótce i musiał być gotowy, więc skupił się na tym.
Same rozkazy i akty przeniesienia wymagałyby armii urzędników. Ponad tuzin ceremonii musiałoby zostać zorganizowanych i przeprowadzonych, aby tytuły mogły zostać odpowiednio przyznane, ale oczywiście nie przed dokładnym zbadaniem odpowiednich drzew genealogicznych pod kątem powiązań, które mogłyby wspierać ich nowe tytuły. Należało sporządzić oryginalne heraldyki, zaprojektować godła i pieczęcie, a następnie ratyfikować je przez króla, by następnie przedłożyć je Konklawe, oczywiście po uprzednim zatwierdzeniu i zarejestrowaniu ich przez Cesarskie Biuro. Sztandary, flagi, oznaczenia oficerskie, tarcze i mundury musiały zostać zmienione. Całe rodziny musiałyby zostać usunięte z posiadłości, niekiedy siłą, podczas gdy nowe musiałyby zostać wprowadzone. Na Theos, czy nowe monety również musiałyby zostać wycięte?
Zatrzymał się, gdy słowa króla ujawniły mu swoje znaczenie. Czy to przez imiona ich władców, kolory, które widzieli nad bramami, peleryny, które ubierały patrole, czy nawet monety, które trzymali, każdy w Riismarku poczułby zmianę poprzez małe cegiełki, które tworzyły zamek jego króla.
A chmury długo nie zbierały się nad jego wieżami...
Król zawsze stoi samotnie.
Nie potrafił umiejscowić tego cytatu, ale pamiętał go wyraźnie. Pamiętał go już od lat; odbył wystarczająco wiele rad wojennych, takich jak ta, a także komitetów, spotkań i zgromadzeń, aby wiedzieć, że jest to prawda bez żadnych wątpliwości, ponieważ było to szczególnie prawdziwe w pokoju pełnym ludzi i doradców. Widok jego mapy wojennej był tylko symptomem podstawowej prawdy o jego stanie; był sam.
Reszta Hundred Kingdoms nie tylko porzuciła go na pastwę losu wraz z Nords, ale aktywnie dążyła do zniszczenia go za ich pośrednictwem, a także barbarzyńskich plemion ze wschodu, które delikatnie zepchnęli mu z drogi. Przypuszczalnie jako dodatkowe zabezpieczenie wiedział, że siły imperialne gromadzą się w pobliżu jego zachodnich granic; prawdopodobnie w celu zapewnienia szybkiego zakończenia jego rozszerzonych rządów po osłabieniu. Jakby tego było mało, z nieznanych powodów zauważono bandę zabójczych Dweghom maszerujących do Riismarku. I wreszcie, co nie mniej ważne, Nepenthe był zawsze obecny. Alchemik zniknął na długi czas, dłuższy niż się spodziewał. Nie miał jednak wątpliwości, że zapłata będzie wymagana raczej prędzej niż później i nie było na to czasu.
"Jeśli bronimy wszystkiego, nie bronimy niczego" - powiedział na koniec, a głos króla wprowadził ciszę w pokoju.
Wybór
Wzmocnienie miast.
Wzmocnienie miast
Jeden po drugim, pięknie rzeźbione drewniane elementy były przesuwane na mapie. Jeden po drugim wkraczały na ziemie Riismarku, niekwestionowane i niekontrolowane, z wyjątkiem symbolicznych sił, których celem było monitorowanie i opóźnianie wroga, bardziej niż obrona ziemi. Jego własne armie również były w ruchu, zbierając się do obrony miast jego ziemi. Na jego mapie wyglądało to tchórzliwie, a pozwolenie tym wszystkim armiom na przemarsz przez jego ziemie było nieeleganckie. Ale to było konieczne.
"Żadnego raportu od Nepenthe? - zapytał nagle, unosząc brew.
"Nic do zgłoszenia, mój panie".
"Będzie. Nie przestawaj monitorować Iglicy" - powiedział.
"Jak rozkażesz. Raporty z miast... Sire, są doniesienia o..."
Oficer zawahał się, spoglądając na swoich kolegów.
"Mów, człowieku!" warknął Fredrik, tracąc cierpliwość.
"Doniesienia o sympatykach Nordów, mój królu".
"Co to za szaleństwo? Czy oni chcą, żeby Nords plądrowało ich domy i r-". Przerwał nagle, przez chwilę marszcząc głęboko brwi ze złości. Potem jego twarz stała się spokojna, ale w oczach wciąż tańczył płomień gniewu. "Oczywiście. Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, dobry Brandonie - powiedział, uśmiechając się chłodno - a ja mam wielu wrogów w Riismarku. Znajdź ich. Wykorzenić ich. Jeśli nasze miasta mają się bronić, chcę wiedzieć, że nikt nie zatruje naszych studni ani nie otworzy bram od środka.
Wybór
Lojalność Fredrika
"Obiecałem moim chorążym ziemie Bartenstein, Fredriku. Ty obiecany ja Ziemie Bartenstein, kiedy zgiąłem kolano. Co z nich za pożytek, skoro te dzikusy je spustoszyły?".
Fredrik spojrzał w bok na króla Branda, oczy miał zimne, a głos jeszcze zimniejszy. "Jak na człowieka ze zgiętym kolanem, Brand, twój głos jest zbyt wysoki. Brand chciał odpowiedzieć, ale Fredrik mu na to nie pozwolił. "Ilu ludzi tańczyło na szubienicy w Rottdorfie? Albo Bartenstein? Albo Enderstradt? Ilu byś zobaczył, gdybyś spojrzał za moje okno?"
"Zbyt wielu" - powiedział Brand, zamyślony. "Nie spodziewałem się aż tylu" - dodał.
"Nie mieliśmy przyjaciół, kiedy postanowiliśmy zrobić to, co zrobiliśmy w Riismark, Brand. Dziś dowiadujesz się, ilu wrogów sobie narobiliśmy, jak bardzo jesteśmy osamotnieni, ale tylko ze względu na towarzystwo, jakie sobie dotrzymujemy. Boli mnie życie i mienie utracone w Riismark. Ale mówię to, a ty lepiej posłuchaj; przygotuj się, bo będzie tego więcej. Nie możemy obronić wszystkiego; po prostu stracilibyśmy wszystko".
"Ale gdyby Bartensteinowi pozwolono wysłać siły, aby odpowiedzieć...".
"Nie ma żadnych sił Bartensteina - powiedział ostro król, po czym zmusił się do wzięcia głębokiego oddechu. "Enderstradt ma podobne żądania, Brand. Chcą zaangażować Dweghom, powstrzymać ich przed marszem przez ich wioski rybackie. Glauburg również. Markson zasugerował, by zaatakować obóz Nordów, zanim zbierze się ich flota. Otto ostrzegł mnie, że jeśli Nords pojawią się na ziemiach Haubach, nie będzie siedział za murami; cóż, to było sedno tego, co powiedział, jego słowa były bardziej barwne."
"Powiem ci teraz, co im powiedziałem - kontynuował Fredrik. "Nie ma żadnych sił Bartenstein. Nie ma ziem Haubach ani wybrzeży Enderstradt. Jest tylko Riismark. Ziemia Riismarku i armia Riismarku. Ty, być może przede wszystkim, powinieneś o tym wiedzieć, Brand, bo to właśnie razem stworzyliśmy. Trzymamy tę ziemię jako jedność. Bronimy naszych miast i walczymy z wrogami przy pomocy połączonych sił. Stracimy ludzi. Prawdopodobnie stracimy też miasta. Ale jeśli Glauburg Marksona upadnie, to co stanie się z Glauburgiem później? Jeśli Glauburg Riismarku upadnie, Riismark go odzyska". Stał, patrząc na króla Branda nieugiętym wzrokiem.
"Ta ziemia nie pozostawi zagrożeń na swojej ziemi bez odpowiedzi. Ta ziemia stawi czoła tym, którzy rzucą jej wyzwanie, jeden po drugim, do ostatniej kobiety i mężczyzny. Wyślij wiadomość do każdego króla i władcy ziemi; zatrzymaj tylu żołnierzy, ilu potrzebujesz do obrony swoich miast. Ani jednego więcej. Reszta ma odpowiedzieć na zagrożenia w naszej krainie".
Wybór
Zbierz armię na północy - zaatakuj Nords
Pola Haubach
"Dusiciele, mój panie. Najeżdżają i plądrują wioski i gospodarstwa, ale główna armia zniknęła".
"Na litość boską, powiedz mi, że nie straciłeś właśnie całej floty zamarzniętych drani!" Głos Otto rozbrzmiał w namiocie, zagłuszając odgłosy całej armii na zewnątrz.
"Nie, mój panie. Glauburg donosi, że ich obóz jest pusty, a statki zniknęły. Twierdzą, że popłynęli na wschód. Niektórzy twierdzą, że płyną w górę rzeki..."
Uderzenie dłonią króla Ottona w stół przywróciło chwilową ciszę.
"Nie obchodzi mnie, co niektórzy mówią" - powiedział w końcu. "Słyszysz mnie?! Jesteśmy armią, a nie plotkarzami chichoczącymi przy kuflach miodu pitnego. Chcę zwiadowców na wschodzie. NATYCHMIAST! Chcę sprawdzić wybrzeża. I przeczesać rzeki. Znajdź te statki, a znajdziesz ich armię".
"Co z obozem, mój panie? Pójdziemy za nim?"
"Nie. Fredrik tu jedzie, podobnie jak siły ze wszystkich królestw, a my mamy zaopatrzyć armię. Dokładnie to zrobimy. Ale musimy zająć się tymi szabrownikami i zabezpieczyć zapasy. Nie możemy pozwolić, by zabrali lub spalili to, czego będziemy potrzebować dla armii. I niech mnie diabli, jeśli pozwolę, by po naszych stronach pojawiła się niekontrolowana siła, dusiciele czy nie dusiciele". Na jego twarzy zagościł entuzjastyczny uśmiech. "Zawołaj moich ludzi. Sam się tym zajmę.
Wybór
Sukces.
"Enderstradt?"
Król Fredrik wymamrotał to słowo, a jego oczy rozszerzyły się. Przed oczami stanęły mu ruiny Vatsdamu, bagna pełne trupów, zarówno ludzi, jak i Spirelingów. Jego umysł nie mógł pojąć, jak mogłoby wyglądać miasto takie jak Enderstradt.
"Mój panie - powiedział Brand - nie możesz na to pozwolić. Angengrad jest stracony, owszem, ale Nords splądruje go i opuści. Jednak to, co Dweghom zrobiło Enderstradt... Nie możesz pozwolić, by stało się to gdzie indziej. Jeśli nie pospieszysz im z pomocą, twoi bannermeni zapomną o swoich ślubach w obliczu takiego zniszczenia. Na korytarzach Konklawe rozlegną się szepty o tym, że Fredrik nie jest w stanie chronić swoich. Pies szambelana, Erich Schurr, wciąż jest tuż obok waszych granic, ale jeszcze nie interweniował. Dlaczego? Nie miał ku temu powodu. W ich oczach już ponosimy porażkę. Ale jak długo potrwa, zanim ci, którzy ci przysięgli, wezwą go na pomoc?".
"I co zrobić?" warknął Otto. "Zostawić Nords, by mogli swobodnie plądrować? Musimy pokazać, że potrafimy chronić nasze miasta. Enderstradt przepadło. Angengrad wciąż stoi, a Nords ledwo zdołał go przejąć. Musimy go odbić. Zmiażdżymy barbarzyńców, póki są słabi, a potem ruszymy na niedobitki".
Fredrik skinął głową, podnosząc rękę, wskazując, że zostali usłyszani, ale wzywając do milczenia. Jego oczy tańczyły, skanując mapę przed nimi. To, co mówili jego starzy sojusznicy, było prawdą, ale pogodził się z tym, że nie będzie w stanie ochronić wszystkiego. Nie pogodził się jednak z tym, że nie ochroni niczego, a takiego zniszczenia nie można pozostawić bez kontroli. Z drugiej strony, Nords...
"Dlaczego tak głęboko?" - zapytał w końcu. "Byłoby znacznie bezpieczniej trzymać się brzegów. Planowałem walkę z Nords i nadal jest to najbardziej bezpośrednia odpowiedź. Ale gdzie mogą się udać? Mogą opuścić Angengrad lub spróbować przetrwać w nim zimę. Albo ich celem od początku było popłynięcie na południe. A jeśli naprawdę ich celem jest południe, możemy im na to pozwolić; niech Stattdorf podniesie łańcuchy i wyśle wiadomość, że mają wolne przejście. W międzyczasie odpowiemy na zagrożenie ze strony Dweghom".
Cała trójka pochyliła się nad mapą, analizując wszystko po raz setny.
"To trochę ryzykowne" - mruknął Brand.
"Możemy też stracić Stattdorf - przyznał Fredrik. "Ale nie mogą utrzymać dwóch miast. Będą zmuszeni porzucić Angengrad, a wtedy zostaną odcięci od morza. Nie przychodzi mi do głowy żaden powód, dla którego generał miałby to zrobić.
"Ci barbarzyńcy nie rozumieją takich rzeczy" - powiedział Otto. "Chcą napadać i plądrować. Daj swoim ludziom zwycięstwo. Aspekty, dajcie sobie zwycięstwo! Zmiażdż ich, zanim wejdą głębiej i wyrządzą więcej szkód".
"Jeśli uda nam się powstrzymać Dweghom", mruknął Brand, "na dłuższą metę będzie to większe zwycięstwo".
Wybór
Poprowadź armię na wschód - Nords pozostanie niezaznaczony.
"Enderstradt."
Słowo odbiło się echem po polu, jakby miało własną wolę, jakby próbowało zostać usłyszane przez każdą kobietę i każdego mężczyznę w szeregach. Koń parsknął i tupnął niecierpliwie, a sztandary zatrzepotały wściekle na wietrze. Ale poza tym panowała cisza; tylko to jedno słowo unosiło się nad armią niczym duch.
"Wiem, że dla wielu z was to tylko słowo; odległe miasto bez znaczenia. Wiem, że dla innych było to imię pogardzane, imię wroga. Pamiętajcie jednak, że dla niektórych słowo to niesie ze sobą ból utraconych bliskich, zniszczonego domu. Dziś to słowo będzie na ustach nas wszystkich. Dziś wszyscy zaniesiemy ten ból na boisko i pozwolimy, by nas napędzał. Dzisiaj nie jesteśmy z Brandengradu, Haubach czy Stattdorfu. Dziś wszyscy jesteśmy z Riismark!"
W odpowiedzi rozległ się grad, wypowiedziany przez całą armię.
"Możesz spoglądać na to pole ze strachem i zastanawiać się, kim są ci ludzie? Jaki nikczemny cel kieruje ich potworami i jakie zło napędza ich konstrukcje? Jak ludzie mogą mieć nadzieję z nimi walczyć? Nie obawiajcie się, bo potwory nie są nam obce. Mówię, że nie ma znaczenia, czy nazywają się Spires, Dweghom, Nords czy kimkolwiek innym, kto zdecyduje się stąpać po uświęconej ziemi Riismarku. Spójrzcie więc teraz na to pole i zastanówcie się tylko nad jednym: kim są ci, którzy odważyli się zaatakować NASZE miasto?! Czy nie wiedzą, że to ziemia Markmenów? Czy nie wiedzą, że to ziemia Riverkingów? Czy nie wiedzą, że Riismark stanowi jedność?"
Kolejny grad, grzmiący jak jesienny grzmot nad polem, a potem jego miecz błysnął, gdy wyciągnął go i uniósł wysoko nad głowę.
"Więc mówię wam teraz, mężczyźni i kobiety z Riismarku: walczcie ze mną. Walczcie i wypędźcie te potwory z naszych ziem. Walczcie i z każdym ciosem warczcie, krzyczcie i wykrzykujcie imię Enderstradt w ich twarze. Dziś Enderstradt oznacza tylko jedno: zemstę".
Armia eksplodowała wściekłymi warknięciami, uniesioną bronią, a wykrzywione twarze krzyczały zemsta lub Enderstradt lub jedno i drugie.
Zaczęło się od jednego z pułków milicji. "Żelazne kości" skandowali "i Jedenaście stalowych tronów..." W miarę jak wykrzykiwano rozkazy, pieśń rozprzestrzeniała się, aż gdy rozpoczęła się szarża, śpiewała cała armia:
Niech żyje Riismark.
"Fredrik, musisz utrzymać presję!"
Otto mówił z pasją, niemal gorączkowo, jakby gorączka bitewna nigdy go nie opuściła. Nie tylko on był w takim stanie. Z zewnątrz namiotu Fredrik słyszał uniesienie, wiwaty i śpiewy. Wczoraj byli armią Riismarku. Dziś byli legendami. Mężczyźni i kobiety, którzy dali pauzę Dweghom. Ci, którzy rzekomo złamali świat, nie złamali ich.
"To było zwycięstwo, Otto", odpowiedział Brand, "ale nie czyste ani decydujące. Mieliśmy przewagę liczebną, a i tak ledwo wygraliśmy. Nie byłbym taki chętny do wznowienia walk, nie jeśli możemy tego uniknąć".
"Nie da się tego uniknąć - powiedział król Haubach. Otto Dzik, tak go kiedyś nazywano, a w chwilach takich jak ta, gdy pasja i zapał brały górę, łatwo było dostrzec, że nie było to imię, na które zasłużył jedynie wielkością swoich mięśni. "Wszystkie mity, legendy i opowieści położnych zgadzają się: te dranie rozumieją jeden język i zrozumiały nas głośno i wyraźnie. Powtórzyć lekcję. Wykopać ich z Riismarku raz na zawsze!"
"Otto może mieć rację, Brand - powiedział w końcu Fredrik. "Jeśli uda nam się ich tutaj rozgromić, będziemy mogli zwrócić naszą uwagę na Nords lub W'adrhǔn, wysyłając jednocześnie jasną wiadomość do moich wątpiących; kogokolwiek, ktokolwiekkto atakuje Riismark, otrzymuje odpowiedź".
"Straciliśmy ludzi" - powiedział Brand.
"Tak jak oni!" wykrzyknął Otto, niemal krzycząc.
"Tak, ale nie mają jeszcze dwóch wojen do stoczenia; trzech, jeśli Erich zaatakuje, czterech, jeśli Nepenthe uderzy. Brand przerwał, przybierając swój zwykły, spokojny wyraz twarzy, który często towarzyszył jego srebrnemu językowi. "Nie ryzykuj więcej ludzi. Wyślij emisariusza do Dweghom. Wezwij do zawieszenia broni. Dowiedz się przynajmniej, czego oni chcą na naszych ziemiach. Nie ryzykuj kampanii dla dreszczyku zwycięstwa".
Wybór
Wyślij emisariusza do lidera Dweghom.
Spotkanie
Nie było żadnych sztandarów. Żadnej heraldyki. Żadnej zdobionej broni, tarczy czy zbroi. Mędrzec był nieugięty. Twierdził, że Dweghom nadaje takim rzeczom zupełnie inne znaczenie. Niewłaściwy symbol, nawet niewłaściwe zwierzę lub stworzenie na sztandarze lub grawerunku, mogło zostać odebrane jako zniewaga. Tak więc Fredrik był ubrany w prosty łańcuch i nosił pojedynczy, prosty miecz zabrany od zbrojnego i szedł -... chodził! - na szczyt wzgórza; najwyraźniej nawet jazda, gdy lider Dweghom szedł pieszo, mogła zostać odebrana jako zniewaga. Znowu, może być. Jak na mędrca, mężczyzna wiele spekulował. Obserwowanie, jak po raz milionowy ociera pot z czoła, nie napełniło Fredrika pewnością siebie, ale to było wszystko, co miał; jedyny mędrzec, który studiował język Dweghom. W przeciwieństwie do niego, tłumacz, którego przywiózł ze sobą Dweghom, wydawał się bierny, niemal obojętny.
Wymiana imion i tytułów zajęła trochę czasu, a obaj tłumacze próbowali się zrozumieć. Rozpoznał niektóre słowa wypowiedziane przez tłumacza Dweghom, ponieważ próbował mówić w jakiejś starożytnej formie wysokiego telliańskiego. Na jego słowa mędrzec westchnął z ulgą, ciesząc się, że być może uda się znaleźć jakiś kompromis. Od tego momentu wydawało się, że nastąpiła seria wymian, teraz w języku Dweghom, teraz w starożytnym Tellian. Było to nużące i męczące, więc obaj przywódcy spędzili większość czasu wpatrując się w siebie nawzajem.
"Wystarczy - powiedział w końcu Fredrik do mędrca. "Zapytaj go: dlaczego nas zaatakowali? Czego chcą na naszych ziemiach?"
"Panie, radziłbym..."
"Zapytaj" - powiedział, a mędrzec podskoczył, próbując ponownie porozumieć się z Dweghom. W końcu Alekhaneros przemówił w swoim szorstkim języku. Co ciekawe, mówił tak, jak Fredrik oczekiwałby od nauczyciela lub kaznodziei, a nie króla czy generała; łagodnym tonem, spokojnie i patrząc mu w oczy.
"On... Mówi coś o wielkiej wojnie" - powiedział mędrzec po jakimś czasie rozmowy z tłumaczem. "Wojnie, której wasza wysokość jest częścią, ale której nie słyszy. Mówi, że nie interesują go wasze ziemie. Są mokre i miękkie. Ale to, co się tu stanie, będzie częścią historii. Mówi, że Północni ukradli ich słowa.
"Oni... ukradli ich słowa?" zapytał Fredrik.
"Ja... tak myślę, panie - odparł mędrzec, po raz kolejny przecierając czoło. "Ukradli słowa i zabójcę smoków".
"O co ci chodzi, człowieku?"
"Panie, przysięgam, że tak właśnie powiedział. Obawiam się, że to... zupełnie co innego niż czytanie ich run".
"Powiedz mu, że na tych ziemiach nie ma smoków ani ich zabójców. Są Nords, to prawda. A on powstrzymuje mnie przed wyrzuceniem ich z moich ziem. Powiedz mu, że jeśli odejdzie, sam zabiję te Nords".
Wymiana zdań między tłumaczami rozpoczęła się na nowo. W końcu Alekhaneros... roześmiał się. Następnie odpowiedział.
"Mówi, że Wysocy - myślę, że ma na myśli ludzi - nie mogą walczyć w wojnie Dweghom. Mówi, że musicie się odsunąć. Wykopie Północnych z twoich ziem".
"I swobodnie wędrować po moich ziemiach, tak jak robili to do tej pory? Nie sądzę. Powiedz mu, że pamiętam Vatsdam. Pamiętam Enderstradt. Niech wycofa się na wschód. Niech nie krzywdzi żadnych ludzi. To pozwoli mi zaatakować Nords. A kiedy mi się to uda, pozwolę mu przesłuchać ich przywódcę w sprawie skradzionych słów". Czekał z niecierpliwością, aż wymiana zdań rozpocznie się na nowo.
"Mówi - powiedział w końcu mędrzec - że walczyłeś z wagą. Myślę, że ma dobre intencje. Choćby z tego powodu słucha. Ale musisz udowodnić swoją... wagę".
Minęły godziny, zanim przynajmniej się zrozumieli. A przynajmniej dopóki Fredrik nie pomyślał, że się rozumieją. Dweghom domagał się prawa przejazdu do Angengradu. Nie dawali żadnych gwarancji co do ich późniejszego odjazdu, a gdyby pozwolił Dweghom przejechać, w najlepszym razie przedstawiłby się w słabych barwach; króla, który pozwala innym walczyć za niego. W najgorszym przypadku byłby zdrajcą, ponieważ nie miał wątpliwości, co może oznaczać atak Dweghom na Angengrad. Obawiał się, że nawet lojalność Ottona zostanie zachwiana, a on był tylko jednym nazwiskiem w długim szeregu.
Z drugiej strony byli skłonni zaoferować mu dwa tygodnie na przyprowadzenie do nich przywódcy Nordów; jeśli mu się nie uda, to... Cóż. Jak powiedział ich przywódca, bez wystarczającej wagi nie miałby prawa rządzić tymi ziemiami. Co to oznaczało, naprawdę nie mógł wiedzieć, bo nie chcieli powiedzieć. Ale nie podobało mu się to. A jeśli Dweghom postanowi spustoszyć jego ziemie, Erich Schurr i jego imperialni będą tuż za Brandengradem...
Wybór
Dwa tygodnie.
"Raporty nie są pocieszające" - powiedział Brand - "Łańcuchy rzeczne są zniszczone, ale wody są dobrze chronione przez ich statki. Zdobyli miasto rzeką, więc mury nie doznały większych uszkodzeń. Te nieliczne otwory, które powstały, nie zostały odpowiednio naprawione i gdybyśmy mieli czas na porządne oblężenie, dałoby się je wykorzystać, ale teraz? Choć nie zostały naprawione, zostały zablokowane kamieniami i gruzem przez samych gigantów, którzy je zniszczyli. Przy okazji, to kolejny problem. Mają gigantów. Mają też trolle i ogry, a niektórzy twierdzą, że zmiennoskórych, a także pewien rodzaj bestii; mają też Uzdolnionych, choć wydają się bardziej szamanistyczni niż wyszkoleni przez Kapitułę. Mam tu raporty Kadry o tym, jak najlepiej z nimi walczyć".
"Okażą się bardzo przydatne" - zadrwił Otto. "Te gnojki nie wiedziały nic o tych metalowych bestiach, ani o płonących wojownikach, ani nawet o smoczym potworze, którego posiadał Dweghom."
"Nie przypominam sobie, żebyś narzekał na kadrę pomagającą w walce z brutalami i abominacjami w Vatsdamie - drażnił się Brand, przez co Otto po raz kolejny zadrwił.
"Pah! Mówię tylko, że taktyka jest dobra, ale kończy nam się czas" - powiedział. "Jeśli mamy dotrzymać terminu, musimy zdobyć miasto siłą. Szturmować mury i co nam tam".
"Albo..." Brand zasugerował z wahaniem - "Nie musimy go zajmować. Możemy rozpocząć oblężenie, upozorować atak. Niewielkie siły potyczki mogłyby wtedy przeniknąć do miasta, pojmać króla i sprowadzić go do Dweghom. Czy to...mają wagę, jak myślisz?" - zapytał, zwracając się do Fredrika, ale król nie odpowiedział. Pozostał w pozycji siedzącej, słuchając z oddali i zaciskając w zamyśleniu dolną wargę. Dla każdego obserwatora wyglądał na nieświadomego ich rady. Brand nie zabiegał o jego uwagę. Wbrew temu, co sądziła armia mężczyzn i kobiet na zewnątrz, król był pełen wad; ale jego umysł był tak bystry, jak to tylko możliwe, a jego zdolność do wielozadaniowości wielokrotnie zadziwiała Branda. Odezwie się, gdy będzie gotowy.
"Czy ich skinchangerzy nie wywęszą infiltratorów?" zapytał Otto. "Słyszałem, że mają diabelski węch.
"W takim razie dobrze, że je mamy - zasugerował Brand, oferując Otto akta Kadry. Ten westchnął.
"Czy ktoś jeszcze tęskni za prowadzeniem wojny bez zastanawiania się, jakie rzeczy mogą zrobić potwory wroga? - zapytał, a Brand uśmiechnął się, gdy obaj zaczęli przeglądać raporty. "To były dobre czasy."
"Kiedy przechodziłem przez ruiny Vatsdamu - odezwał się Fredrik, a obaj jego sojusznicy odwrócili się w jego stronę - znalazłem drobiazg Dweghom, ozdobę do ich brody, jak sądzę, ale może to być część ich urządzeń. Odwrócił się, by na nich spojrzeć i naśladował ruchy, które wtedy wykonywał. "Podniosłem go z błota i zdałem sobie sprawę, że jest zrobiony z Sillubastru. Sillubaster! Królewska nagroda, leżąca tam, zapomniana i zignorowana, jak jakieś ucho upuszczone po balu, pochodzące z pudełka wielu. Nie wiem, czy rzeczywiście jest to tak powszechne wśród nich; z tego, co widziałem podczas bitwy, tak nie jest. Ale przez chwilę, tylko chwilę, sprawiło, że zakwestionowałem wszystko. Przez chwilę wszystkie nasze skarby, jako cywilizacji, wyglądały jak bibeloty do porzucenia. Nepenthe? Vatsdam? Wydawało się, że to dopiero początek. Świat miał się zmienić w sposób, jakiego nigdy nie mogliśmy sobie wyobrazić. A kiedy lider Dweghom powiedział, że jestem częścią wojny, której nie mogłem zobaczyć, przypomniałem sobie ten moment i pomyślałem: to jest to. To właśnie widziałem w tamtej chwili, ale to nie był dopiero początek. To już się zaczęło; po prostu byliśmy na to ślepi. I oto jesteśmy, dyskutując o czasach, w których walczyliśmy z królami i wasalami, jakby były odległym wspomnieniem".
Wstał, ignorując Otto, który wyraźnie przełykał żart.
"Myślę, Brand, że można to zrobić - powiedział w końcu. "Oszczędziłoby to nam ludzi, zachowało zapasy i nie bylibyśmy zmuszeni do lekkomyślnego rzucenia się w wir walki z nieznanymi wrogami. Nie ma gwarancji, że Dweghom to zaakceptuje, ale nie ma też gwarancji, co zrobi Dweghom, nawet jeśli sprowadzimy króla Nordów. Mamy też barbarzyńskie plemiona na południu - i Brand, możesz być pewien, że bezpieczeństwo Rottforfa nigdy nie przestało mnie martwić. Mamy też Schurra, nie wspominając o Nepenthe; ich milczenie mnie denerwuje. Obawiam się, że bez armii w dobrym stanie zginiemy jeszcze przed zimą.
Ale jeśli to zrobimy, myślę, że byłoby to szanowane tylko wtedy, gdybym był częścią tego zespołu. Nie sądzę, by Dweghom zobaczył wiele. waga w wysłaniu ludzi, by zrobili to, co obiecałem". Podniósł rękę, by uciszyć ich sprzeciw, zanim zdążyli go wypowiedzieć. "Sądzę też, że zajęcie miasta i poprowadzenie Nords tutaj, teraz, może sprawić, że Dweghom odejdą. Nie rozumiem, na czym polega ich waśń, ale im więcej Nords mamy na naszych ziemiach, tym większe szanse, że Dweghom pozostaną. Myślę, że zwycięstwo w odpowiedniej bitwie również pokazałoby więcej waga, używać ich słów. Jeśli jest to dla nich jakiś kodeks honorowy, to już pokazali, że go szanują i przestrzegają".
Wybór
Zaatakuj właściwe miasto.
Bitwa o Angengrad
"Nie... - wyszeptał, jego własny głos odbijał się echem wewnątrz hełmu. Zabili olbrzyma na południowym froncie, okaleczyli innego na wschodnim. Walczyli z wilkołakami i w ten sposób zabezpieczyli wały wokół otworu, a jego armia powoli, ale pewnie wkraczała do miasta. Ale teraz...
"Nie, nie, nie, NIE! Nie teraz. Nie tutaj!"
"Fredrik! warknął Otto z odległości kilku kroków po jego lewej. Jęknął, parując topór swoim własnym, po czym zrzucił Norda z wałów na miasto poniżej. "Niebo, Fredriku! Niebo!" Otto kontynuował, opuszczając swój topór raz za razem. Fredrik zignorował go, odwracając się plecami do miasta i stając twarzą w twarz z własną armią pod murami, podczas gdy jego gwardia umiejętnie go osłaniała, osłaniając go zarówno przed wrogiem, jak i strzałami.
"MAGOWIE I ŁUCZNICY NA FRONT!" krzyknął na cały głos, a jego giermek podniósł flagi odpowiadające jego rozkazom, gdy król wskazał wysoko nad miastem. "PATRZCIE WYSOKO!" krzyknął raz jeszcze, gorączkowo szukając wśród tłumu swoich oficerów. "WEZWAĆ WELLGARA! WEZWAĆ MAGÓW! I SPRAWDZIĆ FLANKI! SPRAWDŹ..." Krzyknął, a jego hełm zabrzęczał, gdy dosięgła go strzała. Odbiła się, ślizgając się po bokach, ale jego głowa się zatrzęsła i dzwoniło mu w uszach. "...swoje boki", dodał słabo, ale to nie strzała odebrała mu głos.
Na południu, wypełzając z bagien niczym węże i wyskakując z wód rzeki, tylko po to, by biec, figlując i skacząc jak drapieżniki zbliżające się do zabójstwa, dzierżąc cienkie zakrzywione ostrza i bukłaki lub dziwne, podobne do kuszy urządzenia, klony Vanguard rzuciły się na jego armię. Zanim zdążył się odezwać, jego oficerowie zareagowali, zaniepokojeni, osaczeni, ale nie spanikowani. Ale wtedy rozległ się krzyk i jeden z uzbrojonych ludzi wycelował wysoko. Pierwszy padł blisko frontu, tuż pod murami. Potem kolejny, w sam środek jego armii, celując w łuczników, ale chybiając celu. Potem jeden eksplodował obok Ottona, wydzielając trujący zielony gaz, a zapach zgniłych jaj przeniknął wały i spowodował odgłosy kneblowania nawet wśród najbardziej wytrzymałych i zaufanych ludzi.
"STRYX!"
Fredrik zignorował krzyki, ufając w wyszkolenie swoich ludzi. Instynktownie podniósł wewnętrzny łokieć przed hełm, ale próba okazała się daremna. Kaszląc i walcząc z uczuciem kneblowania, szukał Otto między dymem. Zamiast niego znalazł go Brand.
"Musimy..." powiedział, ale zakaszlał, zirytowany. "Musimy wkroczyć do miasta. Wepchnąć wszystkich, chronić armię przed Stryxem za pomocą budynków. Fredrik skinął głową.
"Daj słowo" - powiedział. "I przejmij dowodzenie. Pchaj wszystko, co mamy. Wezmę moją gwardię i rycerzy, spróbuję wykuć drogę i wdrzeć się do miasta. Potem znajdę ich króla. Jedyną drogą jest teraz naprzód". Chciał odejść, ale Brand chwycił go za przedramię.
"Maszeruję z tobą, Jeden z Jedenastu - powiedział. Fredrik odwzajemnił gest, ich ramiona zwarły się, a on odwzajemnił pozdrowienie starych królów.
"Umieram z tobą, Jeden z Jedenastu. Niech żyje Riismark".
"Jak się ma Otto? - zapytał, biorąc spory łyk ciepłego wina. Brand uśmiechnął się.
"Gdyby to zależało od niego, byłby tutaj" - powiedział. "Lekarze są innego zdania. Jego płuca i gardło są poparzone. Mówią, że się zagoją, ale nie szybko i nie w pełni. Na razie oddycha z trudem, ale nie może mówić. To naprawdę dobrze. Można zobaczyć przekleństwa tańczące w jego oczach, gdy podążają za lekarzami. Tym bardziej, gdy mówią mu, że musi odpocząć". Obaj mężczyźni zaśmiali się cicho, bez przekonania, zanim Brand przybrał poważny wyraz twarzy. "Ma szczęście, że żyje, Fredriku. Gdybyśmy nie byli w stanie wyciągnąć go tak szybko jak..."
"Ale to zrobiliśmy" - powiedział Fredrik. "Ty zrobił. Utrzymałeś otwarcie. Utrzymałeś flankę. Nie tylko uratowałeś Otto. Uratowałeś cały dzień. Upadek, Brand, uratowałeś ja. Gdyby nas odcięli, zginęlibyśmy jak szczury w mieście".
"Twój nowy ochroniarz na pewno pomógł - powiedział Brand, a Fredrik parsknął śmiechem. Brand rzadko przyjmował do wiadomości lub odrzucał pochwały za dokonane czyny lub udzielone rady. Po prostu odwracał uwagę. Znał tego człowieka od lat, ale wciąż nie mógł się zdecydować, czy to pokora, czy nie.
"Nie sądzę, by zaakceptował ten termin" - odpowiedział w końcu.
"Rozmawiałeś z nim?" zapytał Brand.
"Nie - Fredrik potrząsnął głową. "Zrobimy to razem. To będzie twoja decyzja, Marku z Rottdorfu. Ale zanim to nastąpi, musimy dopilnować innych rzeczy. Czy to prawda, że Dweghom maszeruje na wschód?"
"Na to wygląda", odpowiedział król Rottdorfu. "Przynajmniej rozbili obóz i ruszyli na wschód. Nie potrafię powiedzieć, w jakim celu".
"Uchodźcy?"
"Nie ma mowy, żeby ich nie widzieli - Brand potrząsnął przecząco głową. "Gdyby ich ścigali, udaliby się na północ.
"Więc na razie nie mogę się tym przejmować - powiedział Fredrik, pochylając się do przodu i skanując mapę, popijając grzane wino. "O ile nie pomaszerują na północ, niewiele pozostanie do zniszczenia. Mimo to, oddal nas trochę od miasta i podwoj wschodnie patrole i straże. Nie chcę znaleźć się między kowadłem a młotem. Ale to wszystko. Będziemy mieć ich na oku, ale nasi zwiadowcy powinni skupić się na Alchemiku. Nie ruszę się, dopóki nie upewnię się, że naprawdę się wycofali i że w pobliżu nie ma jego armii".
"Jeśli tak dalej pójdzie, nasi zwiadowcy nie będą w stanie nadążyć za wrogami, których musimy namierzyć - powiedział Brand. "Rozpaczliwie brakuje nam sojuszników, Fredriku.
"Wiem - przyznał król.
"W takim stanie nie przetrwamy zimy" - naciskał Brand.
"Wiem!" Fredrik uderzył pięścią w stół. Następnie westchnął, zirytowany na samego siebie. "Wiem - powiedział ponownie, spokojniej, ale nie spokojnie. "Południe jest wypełnione oddziałami Nagrala. Wschód jest spalony przez Dweghom. Angengrad wciąż jest w rękach Nords, a wszystko to pozwoliło Alchemikowi mieć oddziały przemierzające moje ziemie w sposób niekwestionowany i niekontrolowany. Mam tysiące uchodźców bez miasta, do którego mogliby wrócić, oblężenie, które trzeba utrzymać, a w naszej kasie jest niewiele pieniędzy, ponieważ musiałem zapłacić Kościołowi odszkodowanie za zabicie ich podstępnej marionetki".
"Znasz moją radę, Fredriku - powiedział Brand, a Fredrika zirytował jego spokój.
"Spadaj, człowieku!" krzyknął. "Nie masz już w sobie pasji? Tak, znam twoją radę. Zwrócić się do Konklawe. Tylko żeby to zrobić, musiałbym pokazać, że Riismark wie, jak głosować rozważnie, musiałbym przywrócić kilka kluczowych tytułów plugastwu, które je dzierżyło, a nawet zagrać dobrego wiernego z Paeneticum. A może powinienem zwrócić się do Mennicy? Och, jakże cudowną marionetką Szambelana byłbym ja! Nie wspominając o tym, że praktycznie zapraszałbym każdego sąsiedniego szlachcica do nękania naszych granic, goszcząc Schura i jego lokajów na moim dworze; oczywiście dla mojego bezpieczeństwa. Wolałbym zbudować klasztor w Brandengradzie i dostać pieniądze od templariuszy".
"W takim razie zapominasz o swojej historii - powiedział Brand, nieco chłodniej niż wcześniej. "Konklawe? To nasi rówieśnicy, Fredriku. Templariusze związaliby cię nie kajdanami, lecz pętlą na szyi. A jeśli myślisz, że dziś brakuje ci sojuszników w Konklawe, poczekaj, aż zaoferujesz Zakonom więcej do powiedzenia za twoim pośrednictwem.
"Charles zbudował z nimi imperium".
"Potrzebowali Charlesa", odparł Brand. "Nie potrzebują ciebie. To robi różnicę. Jest też inna opcja, ale nie podoba mi się ona i tobie też nie powinna".
Fredrik nic nie powiedział.
Wybór
Zwróć się do zapieczętowanej świątyni.
EPILOG
Król zawsze stoi samotnie.
W końcu sobie przypomniał. To jego pradziadek wypowiedział te słowa. Nie. Zawsze pamiętał - teraz mógł to przyznać przed samym sobą. Po prostu nie podobała mu się myśl, że ostatnie słowa człowieka, a zwłaszcza ostatnie słowa tego człowieka, dyktują mu życie. A jednak wiedział, że to prawda, teraz, być może, bardziej niż kiedykolwiek; miał wystarczająco dużo rad wojennych, a także komitetów, spotkań i zgromadzeń, aby wiedzieć, że to prawda bez żadnych wątpliwości, ponieważ było to szczególnie prawdziwe w pokoju pełnym ludzi.
Czekał cierpliwie z pustym wyrazem twarzy, ponieważ zamieszanie, które wywołała jego decyzja, jeszcze nie ucichło - sprzeciwy i wulgaryzmy na temat templariuszy i zakonów w ogóle. Nie obchodziły go te wrzaski. Psy, które szczekają, nie gryząpowiedzieli. Zwrócił uwagę na poważne, niemiłe spojrzenia. W tym Marka - Fall, nienawidziłby, gdyby musiał coś zrobić z Brandem. Otto również tam był, jego szorstkie oddechy były słyszalne pomimo zamieszania, wraz z każdą damą lub lordem Riismarku, niektórzy z nich byli tytułowymi królami i królowymi; ale tylko on siedział na tronie. Nic dziwnego, że pamiętał swojego pradziadka. Nieśmiertelny Król, pierwszy spośród Jedenastu. Tego, którego wszyscy naśladowali, ale niewielu kochało. Najwyraźniej król zawsze siedział sam.
"Jego lordowska mość, Pierre de Montagnard, Mistrz Zakonu Zapieczętowanej Świątyni".
Przemiana w atmosferze była tak natychmiastowa, jak absolutna. Nie pozwolili, by "to plugastwo i jemu podobni" zobaczyli, że są zdenerwowani, tak jakby mężczyzna był głuchy lub podwójne drzwi, które właśnie zostały otwarte, mogły zagłuszyć ich krzyki sprzed chwili. Nie, mężczyzna wyglądał na podstarzałego, ale nie był też głuchy; jego bystre oczy zdawały się nie dostrzegać niczego w pomieszczeniu. Uśmiechał się miło, niebieskimi oczami i szedł wygodnie, jakby witano go w domu starego przyjaciela, w przeciwieństwie do jego giermka i orszaku skrybów i braci Medyków za nim, którzy wydawali się boleśnie świadomi, że nikt w pokoju ich nie chce. Od wypolerowanej zbroi po ostatni włos na siwiejącej głowie, mężczyzna wzbudzał zaufanie, przyciągając spojrzenia nawet tych, którzy starali się odwrócić wzrok. Był bardzo... tamFredrik pomyślał, jakby sama jego obecność była czymś doskonałym, narzędziem w rękach mistrza kowalstwa. Fredrik odwzajemnił uprzejmy uśmiech Mistrza, a gdy ten ukłonił się kurtuazyjnie, rzucił spojrzenie w stronę drzwi i skinął lekko głową, jakby potwierdzając czyjąś obecność.
Z cienia wysunęła się postać, smukła i zwinna, skradając się na zewnątrz pokoju, zanim drzwi zostały zamknięte.
"Postęp".
Otto bardziej wypluł to słowo, niż je wypowiedział.
"Złoto ze Świątyni i Stal z Miecza" - kontynuował, nie po raz pierwszy bezskutecznie oczyszczając gardło. Wiedział, że jego głos pozostanie uszkodzony, ale nie zaakceptował tego. Jeszcze nie. "Czy oni w ogóle pamiętają krew? Nasz krew. Nie. Uratowaliśmy ich błotniste tyłki krwią, ale jedyne, co zapamiętają, to złoto i stal. Złoto ze świątyni i stal z miecza. Niech będą pochwalone Zakony - dodał i tym razem splunął z powagą.
Reagując na jego zły nastrój, klacz szarpnęła łbem, odrzucając oba uszy do tyłu, co sprawiło, że Brand parsknął i poszedł w jej ślady. Jej jeździec, z drugiej strony, zachował spokój. Oczy Branda wpatrywały się niemal leniwie w prace budowlane w Vatsdamie, mrużąc oczy tylko wtedy, gdy hałas stawał się zbyt duży. Z drugiej strony, oczy Otto były zwężone i skupione na rycerzach miecza, którzy patrolowali i stali na straży.
"Nie staliśmy zbyt daleko stąd, gdy chciałeś rzucić Crimsonów przeciwko Brutusom - skomentował Brand. "Ich krew również zmoczyła tę ziemię".
"Zabrudzony to odpowiednie słowo", warknął Otto. "Poza tym, pamiętasz połowę. Byłem szczęśliwy, mogąc rzucać nimi w moich wrogów. Zrobiłbym to nie jeździć z nimi".
"Fredrik robi to samo - mruknął cicho Brand, jakby próbując przekonać bardziej siebie niż Otto.
"A jeśli nie? Przecież nie przekazuje im tylko Brandengradu".
Brand nie odpowiedział i przez chwilę oboje siedzieli w ciszy, podczas gdy wokół nich rozbrzmiewały odgłosy budowy.
"Jak się mają twoje dzikusy?" zapytał w końcu Otto.
"Mniej dziki, niż się obawiałem" - padła odpowiedź. "Bardziej dzicy, niż się spodziewałem. Jedzą jak bestie, a ich bestie są dwa razy większe. Ich muzyka jest jednak boska".
Otto zachichotał. "Z tego, co widziałem, przynajmniej wiesz, na czym stoisz. Jeśli cię nie polubią, będziesz o tym wiedział. Z tamtymi - powiedział, wskazując głową na patrole Swordbrethren - nie dowiesz się, dopóki nie będzie za późno.
"To prawda - skomentował Brand. "Ale ma to swoje zalety. Pozornie dobrze się prezentują, ale to oczywiste, że nie są zjednoczonymi, szlachetnymi bohaterami, za jakich uchodzą w opowieściach. Kłócą się między sobą jak źle dobrani kochankowie. Ten Everard z Miecza? Ma niewiele do powiedzenia na temat mistrza Świątyni, ale jego milczenie wiele mówi. Nie lubi go bardziej niż my".
"Jaka jest jego gra?"
"Nie mogę być pewien - powiedział ostrożnie Brand. "Żywi głęboką nienawiść do Nords. Jak mniemam, wszyscy jego bracia to robią, a inne Zakony zdają się to potwierdzać, skoro pozwoliły tak wielu z nich się tu zgromadzić. Prawdopodobny scenariusz? Myślę, że w chwili, gdy złoto Świątyni przestanie być potrzebne, będzie pierwszym, który spróbuje wyprzeć ich z Riismarku. Jak i kiedy, nie wiem. Jestem pewien, że nie nastąpi to szybko i że nie dopuszczą do spotkania mieczy. Ale on to zrobi".
"Jest na twojej ziemi - zauważył Otto - i ma wpływy u dzikusów. Poparłbyś go w tym?"
"Przemówiłbym Fredrikowi do rozumu", próbował się wymigać, ale Otto był bykiem, przed którym trudno było uciec.
"A jaki jest twój umysł?" - zapytał.
Wybór
Wolę, żebyśmy byli w to zaangażowani, niż pozwalali Zakonom grać w swoje gry w naszych ogrodach.
"Zostali już zaproszeni na bal - powiedział Brand po chwili namysłu. "Wolałbym nie pozwolić im wybierać muzyki. Jeśli mają zatańczyć, to niech Fredrik wybierze prowadzącego. A ja i tak wybrałbym Miecz przed Templariuszami.
"Diabli wiedzą, co?" Otto zachichotał.
"Diabeł, który włada stalą, a nie złotem" - odparł Brand. "Jeden zabija, drugi posiada".
"Mogę to poprzeć - przytaknął wielki król. "Myślisz, że Fredrik to zrobi?"
"Myślę, że będzie rozsądny - powiedział ostrożnie Brand. "Z Nords tutaj Miecz byłby chętny i użyteczny, a ponieważ są naszymi łącznikami z W'adrhŭn, są szanse, że zawsze będziemy musieli się z nimi użerać, w ten czy inny sposób. Gdy ich zabraknie, Miecz straci zainteresowanie Riismarkiem. Templariusze natomiast..." Przerwał, a jego oczy zmarszczyły się głęboko. "Templariusze lubią bawić się w regentów tam, gdzie się osiedlają.
Otto skinął głową, odchrząknął i wykrzyknął zirytowany.
"Jak mamy to zrobić?" - zapytał w końcu.
Wybór
Idź do Fredrika - Rozmawiamy z Fredrikiem, próbujemy przekonać go do wsparcia Miecza i nadania mu większej roli. Nawet jeśli się zgodzi, może to spowodować napięcia w Zakonie Zapieczętowanej Świątyni.
Uważnie słuchał swoich dwóch najstarszych sojuszników.
DziwneRozmyślał o tym, jak uważał ich za sojuszników. Kiedyś, nie tak dawno temu, nazwałby ich przyjaciółmi. Ale przyjaciele, jak sądził, nie mają przed sobą tajemnic. Nie miał wątpliwości, że zarówno Brand, jak i Otto mieli swoje sekrety, które ukrywali przed nim; pojawienie się razem, aby o tym porozmawiać, było wystarczającym dowodem. Trzeba im jednak przyznać, że miał przychodzili do niego i za to ich kochał. Z drugiej strony król Fredrik z Brandengradu - Fredrik Wielki, Fredrik z Riismarku, pomyślał z goryczą - miał kilka tajemnic, które musiał zachować dla siebie; być może jedną, większą niż pozostałe. Tak więc, słuchając ich rozmów o Zakonach, poruszając kwestie, które sam poruszył, rozważając je raz po raz, bez końca, zastanawiał się, czego potrzebował król Fredrik z Brandengradu - Fredrik Wielki, Fredrik z Riismarku - przyjaciół czy sojuszników.
Wiedział, że Otto tego nie zrozumie, nawet jeśli w końcu uda mu się to zaakceptować. Był wierny do bólu, namiętny i wielki jak życie, nie wspominając o tym, że był najlepszym pojedynkowiczem między nimi, nawet jeśli obecnie był już doświadczony. Był starym królem, dumnym i silnym w swoim zamku, gotowym bronić swoich ziem i naprawdę szanującym swoich ludzi, o ile znali swoje miejsce jako jego ludzi. Ale brakowało mu tego, czego Brand miał pod dostatkiem: finezji współczesnych królów, politycznego zrozumienia, co to znaczy być królem w dzisiejszych czasach i umysłu, który myślałby jak węgorz, a nie jak byk. Bardzo lubił Ottona, cenił jego przyjaźń i lojalność. Ale niektóre rzeczy nie były dla niego. Niektóre rzeczy były przebiegłe i podstępne, a na te Otto nie patrzył łaskawym okiem.
Brandowi można było powiedzieć i choć nie spodobałoby mu się to bardziej niż jemu samemu, być może nawet by to pochwalił. W każdym razie na pewno by go poparł - jeśli nie w niczym innym, to w nie mówieniu o tym Otto, jeśli tak Fredrik postanowił to rozegrać. To było skalkulowane ryzyko, dać mu znać lub przynajmniej dać mu znać, że nie ma nic przeciwko temu, by wiedział. Będzie miał swoje uwagi i jeśli Fredrik będzie miał szczęście, otwarcie je wypowie. Ale wszystkie rzeczy, które sprawiały, że nadawał się do tego, by mu o tym powiedzieć, sprawiały, że był mniej godny zaufania niż Otto. Wiedział dokładnie, jak Otto zareaguje; nie mógł być pewien co do Branda. A to dla króla oznaczało ruinę.
Dziwne i smutne, pomyślał teraz z goryczą, zastanawiając się, czy ujawnić swoje porozumienie z Alchemikiem przed omówieniem z nimi kwestii Zakonów.
Wybór
Przyjaciele - Fredrik powie to i owo.
"Co zrobiłeś?!" Otto eksplodował, jego głos rozbrzmiał w pustym pokoju, po czym przerodził się w rechot, który doprowadził do ataku kaszlu. Patrząc na swojego starego przyjaciela, Fredrik prawie się skrzywił; twarz Otto była czerwona, jego oczy były wściekłe, a oddech ciężki między kaszlnięciami, jak bestia osaczona, dysząca, ranna, ale dwa razy bardziej niebezpieczna z powodu swojej desperacji. Kontrolując swój wyraz twarzy, Fredrik zachował spokój, czekając, aż jego stary przyjaciel ponownie wyłapie jego słowa.
"On zabił twojego...!" Otto zaczął jeszcze raz, zirytowany i krzywiąc się z bólu, zanim kontynuował, starając się mówić ciszej. "Zabił twojego brata, Fredriku! Zabił twojego brata, a teraz ty...?"
"Muszę przyznać - powiedział Brand, kładąc rękę na ramieniu Ottona - że nie podoba mi się to bardziej niż Ottonowi, Fredriku. To nie w porządku, po tym wszystkim, co się wydarzyło. Co więcej, pamiętasz, co stało się z tym galańskim hrabią, tym niedaleko Iglicy Enque. Jak myślisz, jak zareagują twoi ludzie, gdy dowiedzą się, że zawarłeś pokój z Nepenthe po Vatsdamie?".
"To nie jest pokój - powiedział Fredrik bez ogródek. "Zapłaciłem jego cenę, jak to nazwał. W najlepszym razie jest to zawieszenie broni. Zrobił pauzę, starając się, by jego twarz nie zdradzała wątpliwości, starając się okazać pewność, a nie przeprosiny. "Trzeba było to zrobić - powiedział. "Konklawe nas odizolowało, Rosjanie wzmacniają swoje granice, a Nords wciąż trzyma Angengrad. Chciałem zabezpieczyć naszą flankę i zrobiłem to.
"To znaczy, że go kupiłeś - powiedział Otto z goryczą. "Za złoto Zakonu, nie mniej".
"Złoto Zakonów trafiło dokładnie tam, gdzie powinno: na odbudowę i wyposażenie - powiedział Fredrik, a w jego oczach błysnął gniew. "Nie mam zamiaru zostawiać Angengradu i jego ziem Nords. To dlatego Zakony są tutaj. W międzyczasie jednak wschodnia armia jest prawie całkowicie zniszczona po tym, jak Dweghom z nią skończył, Erich Schur ze wszystkich ludzi czeka na atak z Norvden, Silisia już testuje nasze zachodnie granice, aby zobaczyć, jak słabi jesteśmy, a Rosjanie wzmacniają swoje granice, jak twierdzą, w obawie przed barbarzyńcami na ziemiach Branda. Posiadanie żmii w trawie na moich ziemiach było najgorszym możliwym scenariuszem. Nakarmiłem więc żmiję myszą. Ale nie zaprzyjaźniłem się z nią".
"Widzę w tym logikę - Brand skinął głową w zamyśleniu. "I mogę ją poprzeć. Ale nadal nie czuję się z tym dobrze.
"Cholera jasna, nie ma!" Otto ponownie wybuchnął chrypką.
"Nie zapomniałam o tym, co zrobił, a tym bardziej nie wybaczyłam mu tego. Ani Villemfredowi, ani tobie, ani biednemu Hunfridowi, ani Riismarkowi". W głosie króla nie było sentymentów. "Ale nie mam luksusu robienia tego, co wydaje mi się słuszne.
"Aspekty przeklęte ty i twoje luksusy!" Otto skrzywił się raz jeszcze. "Jego trucizny spaliły mi gardło! Nie będę siedział i łamał się chlebem z upadającym bękartem Iglicy!"
Wybór
"Otto, przysięgam ci: Kiedy nadejdzie właściwy czas, Alchemik zapłaci".
"Postąpisz tak, jak powinien postąpić król twojego ludu - powiedział, a jego głos był być może ostrzejszy, niż zamierzał. "Wszyscy to zrobimy. Otto chrząknął i warknął, a jego oczy zabarwiły się niebezpiecznym spojrzeniem, gdy oczyścił gardło, ale Fredrik nie dał mu czasu na złapanie głosu i odpowiedź. "Na razie oznacza to robienie tego, co wydaje się złe. Kiedy nadejdzie właściwy czas, Alchemik zapłaci. Przysięgam ci to i jest to przysięga nie mniejsza niż ta, którą złożyłem mojemu bratu, czy ta, którą złożyłem nad ruinami Vatsdamu. Nie pozwolę, by mnie kwestionowano. Nawet przez ciebie. Zwłaszcza przez ciebie".
Zapadła cisza, a jego dwaj przyjaciele patrzyli na niego bez odpowiedzi. Jeśli ktokolwiek wiedział, jak namiętny, zmienny, a nawet lekkomyślny potrafił się stać, gdy był lekceważony, to właśnie ci dwaj mężczyźni w tym pokoju. Co gorsza, wiedzieli, do czego był zdolny, gdy był spokojny. Nie podniósł głosu, jak się spodziewali. Był płaski, bezbarwny, niemal pusty.
"Świat zmienił się po Nepenthe - powiedział w końcu, tym razem zmęczenie prześlizgnęło się przez jego słowa. "To, co kiedyś było mitami i legendami, teraz jest figurami na szachownicy, złoczyńcy z naszych dziecięcych opowieści są teraz graczami w grze. Nie możemy stracić tego, kim jesteśmy. Ale nadal musimy grać według zasad, według których nigdy wcześniej nie graliśmy. To nie jest moja sytuacja, ani Brandengranda, ani Riismarka. To miejsce, w którym znajduje się ludzkość. A ponieważ reszta ludzkości wydaje się zdeterminowana, by zobaczyć, jak giniemy, musimy przetrwać. Byłem gotów zginąć, gdy zabiłem biskupa. To było skalkulowane ryzyko, które mogło doprowadzić do ofiary, którą chętnie bym przyjął. Ale jeśli myślisz, że nasza śmierć tutaj, w samotności, obudzi ludzkość na niebezpieczeństwa, przed którymi próbowaliśmy ich ostrzec, to się mylisz. Uśmiechnęliby się radośnie i powiedzieli: "To im się przytrafiło, bo zachowali się tak, jak się zachowali. Jesteśmy bezpieczni". I tak właśnie upadłaby ludzkość. Dlatego będziemy działać tak, jak musimy. Dla królów luksus osobistych skrupułów umarł wraz ze zniszczeniem Vatsdamu. Nie powinienem ci tego tłumaczyć, królu Ottonie".
Był protekcjonalny i wiedział o tym. Ale był zmęczony, zmęczony widzeniem rzeczy, których inni nie widzieli, zmęczony zastanawianiem się, czy to mądrość czy zarozumiałość sprawiły, że tak myślał i zmęczony ciągłym ukrywaniem obu tych rzeczy.
"Dotrzymam tej przysięgi, Pierwszy z Jedenastu - powiedział szorstko Otto, a Fredrik ukrył westchnienie ulgi, które w nim narastało.
"Aby to zrobić, królu Otto", powiedział z błyskiem rozbawienia w oczach, "musimy najpierw zająć się innymi kwestiami".
Wybór
Omówienie Nords
"Nie możemy omówić jednego z nich bez omówienia wszystkich - powiedział Fredrik, otwierając podwójne drzwi do pokoju wojennego, a Brand i Otto podążyli za nim. Pomieszczenie byłoby ciemne jak noc, gdyby nie blask świec pięciu kandelabrów na ścianach i żyrandol z ciemnego żelaza z jedenastoma gałęziami, wężami rzecznymi i winoroślami z brązu i czarnego srebra wijącymi się wokół żelaznej ramy. Na ścianie wisiało jedenaście tarcz z jedenastoma herbami, jedyna ozdoba poza żyrandolem i pięknym dębowym stołem, ciężkim od książek, raportów, żetonów sił i mapy Riismarku, już otwartej i poplamionej woskiem świec. W kącie czekała butelka brandy z kilkoma filiżankami, jedyny luksus w pokoju. Zamykając za sobą drzwi, Fredrik kontynuował. "Ale myślę, że priorytetem powinien być Nords i odzyskanie tego, co nasze. Musimy pokazać światu, że z pomocą Konklawe lub bez niej - a właściwie pomimo wymuszonej przez nie izolacji - Riismark zwycięża.
"Mówisz tak, Fredriku - zauważył biernie Brand, spoglądając na brandy - a jednak Zakon Miecza jest czubkiem twojej włóczni".
"To prawda," przytaknął Fredrik, "ale ich zaangażowanie było nasz decyzja".
"Albo dodatkową zniewagą dla reszty suwerennych Domów - odparł Brand, nalewając brandy do kubków i oferując je swoim rówieśnikom. "Myślisz, że zyskałeś więcej przyjaciół na Konklawe, zapraszając tu Świątynię i Miecz?
Ciągle mówisz "ty" i "twój", Brand - powiedział Fredrik z rozrzedzonymi wargami, wpatrując się w króla Rottdorfu. Brand skinął głową, popijając wino, siedząc nonszalancko na stole.
"Tak - powiedział spokojnie. "I myślę, że ty też powinieneś - dodał stanowczo. Fredrik zmarszczył brwi, ale Otto odezwał się, zanim zdążył odpowiedzieć.
"Myślałem..." powiedział Otto, przerywając tylko, by zakaszleć, jednocześnie podnosząc opróżniony kubek przed oczy. "To smakuje jak lekarstwo - powiedział z grymasem, po czym kontynuował. "Mocne. Podoba mi się. Myślałem - zaczął znowu - że rozmawiamy o wojnie, a nie o polityce.
"Otto ma do tego prawo - powiedział Fredrik, przenosząc uwagę z Branda na mapę leżącą na stole. Pochylił się nad mapą, spoglądając na stół. "Nords otrzymywał posiłki przez zimę, ale głównie jako eskortę prowiantu, nic niepokojącego. Mam tutaj szacunkowe liczby. Ze wzrokiem wbitym w mapę, lewą ręką podniósł raport i podał im go, a dwaj królowie zajęli teraz pozycje wokół stołu i czytali raport po kolei, podczas gdy Fredrik kontynuował. "Odbyły się małe potyczki, ale w znanym nam teatrze nie zaszły większe zmiany. Jednak wiosna jest już blisko. Spodziewam się, że Gudmund sprowadzi ciężkie posiłki. Jeśli tego nie zrobi, będzie zmuszony odejść".
Przerwał i wziął łyk ze swojej filiżanki, zanim kontynuował.
"Wątpię jednak, by zamierzał odejść. Mimo że bardzo starał się zachować dostęp do morza, nie poczynił większych postępów w naprawie swoich statków; nie możemy potwierdzić, czy było to zamierzone, czy też miał problemy z naprawą tych uszkodzonych podczas oblężenia, ale Everard się z tym zgadza. Nords nie wydają się być zainteresowani odejściem".
"Dobrze - skomentował Otto. "Gdyby nie harpie twojego nowego przyjaciela - dodał z goryczą - Angengrad byłby już nasz. Bez tych Dweghom biegających wokół i palących wszystko, Gudmund nie przetrwa".
"Zgodziłbym się, ale nie zostawię zachodu i południa bez opieki, nie chcę też wstrzymywać odbudowy w Vatsdam i Enderstradt, chyba że będę musiał. Musimy wyglądać tak, jakbyśmy byli w stanie zrobić wszystko".
"Fredrik ma rację, Otto - zgodził się Brand. "Rosjanie są prawdziwym zmartwieniem. Eghfred donosi o tym samym w Silisii. Twój regent potwierdza, że Schur wciąż ma armię czekającą w Norvden. Nie możemy zaatakować na każdym froncie, by przytłoczyć Nords.
"Czy można użyć W'adrhŭn?" zapytał Fredrik, a Brand odwrócił się, by odpowiedzieć.
"Trudno powiedzieć. To wciąż coś nowego. Jak dotąd nie mogę nic zarzucić Nagralowi, ale jego ludzie są trudni do odczytania".
"Pah - wykrzyknął Otto. "Jesteśmy Jedenastoma Królami, przez wzgląd na Theosa. Nie potrzebujemy ani barbarzyńców, ani zakonów. Niech gniew Stali spadnie na tego Nordlinga przed wiosną i nazwijmy ten dzień dniem.
"Ledwo jesteśmy we trójkę - prychnął Brand. "Enderstradt nie wchodzi już w grę. Brandon z Bartenstein nie ruszy się z Russem, który flirtuje z jego granicami. Normak przybędzie z tygodniowym opóźnieniem, jak zwykle. Glauburg wolałby cię widzieć..."
"Villmar z Glauburga może zgnić na dnie jeziora, nie obchodzi mnie to" - mruknął Otto. "Nawet krokodyle nie zjedzą jego skwaśniałych zwłok.
"Dokładnie o to mi chodzi." Brand kontynuował. "A reszta? Znajdą wymówki. Tak dużo mówimy o Jedenastce, Otto, że zaczynasz wierzyć, że jesteśmy dawną Jedenastką. To, co udało nam się osiągnąć, straciliśmy zeszłego lata. Angengrad w rękach Nordów, Enderstradt zniszczone, Zakony w Riismarku... Ledwo trzymamy się na nogach, jeśli w ogóle się trzymamy. Ponownie zwrócił się do Fredrika. "Ale Otto ma rację. robić mówić o Jedenastu. Wezwij ich. Zapewnij ich o swoich planach i ich roli w nich. Nie mogę zagwarantować sukcesu, ale zobaczymy, dokąd to doprowadzi".
"To tylko myśl - powiedział Fredrik, przeglądając raporty. "Być może dobry pomysł. Moglibyśmy zminimalizować zaangażowanie Miecza. Ale nie atakowalibyśmy przed wiosną. Gudmund będzie miał posiłki.
"W takim razie my trzej - warknął Otto z uśmiechem. "Przynieś miecz, jeśli musisz, ale zbierzmy to, co mamy i uderzmy, zanim nadejdzie wiosna. Zaskocz ich.
"Nie bez powodu - ostrzegł Brand. "Jeśli rzeki wyleją, znajdziemy się między ich murami a wodnym grobem. Nie wspominając już o tym, że nasze trzy królestwa byłyby narażone, nawet bez martwienia się o Nepenthe. Nasza liczebność nie jest taka, jak w zeszłym roku.
"Albo - powiedział Fredrik, wpatrując się w jeden z nowych raportów. "Pozwolimy Schurowi przyjść do nas... i zaprowadzimy go do Nords - dodał z wilczym uśmiechem. "Jeśli dobrze to rozegramy, możemy zbudować mosty z Chamberlainem.
Wybór
Próba wykorzystania Schura - Chcąc dogadać się z Biurem Szambelana, Fredrik spróbuje zaoferować Szambelanowi zwycięstwo za pośrednictwem Schura.
Brand pochylił się nad niedokończonym listem, marszcząc oczy w zamyśleniu, podczas gdy Otto zerknął na niego z boku, mimochodem kończąc drinka.
"Komandorowi Erichowi Schurowi etcetera..." powiedział ze znużeniem, odstawiając filiżankę, "od Jego Królewskiej Mości Króla Fredrika etcetera, etcetera... Rok Odkupienia, etcetera...".
Brand zauważył, że jego oczy podniosły się, by zmierzyć reakcję Fredrika.
Niestety, posłaniec musiał ominąć patrole Iglicy i opóźnił się o kilka dni - powiedział król Brandengradu z wilczym uśmiechem. To nie zadziała, jeśli list został wysłany ze świadomością, że Etienne dotarł do Everardu. Mogłem wysłać do niego list albo samemu tam pojechać. Kiwnąwszy z aprobatą głową, Brand ponownie pochylił się nad listem.
Wygląda wystarczająco dobrze - parsknął Otto. O co chodzi?
Sformułowanie na końcu - odpowiedział Fredrik. "Idealnie byłoby zaprosić go do przyłączenia się do naszych wysiłków. Ale nie mogę. Jestem pewien, że szambelan nie chce być postrzegany jako osoba, która ze mną współpracuje; to dlatego Schur nie kiwnął palcem podczas wojny. Co o tym sądzisz?
Ale i tak tam wejdziemy, prawda? zapytał Otto.
Zarówno Fredrik, jak i Brand skinęli głowami, jakby w ogóle go nie słyszeli, pochłonięci treścią listu. Drwiąc gniewnie, Otto poszedł za ich przykładem.
Dowódca,
Wybaczcie brak etykiety, ale uważamy, że pośpiech i przejrzystość muszą być priorytetem. Właśnie otrzymaliśmy wiadomość, że młody lord Etienne D'Ahnzu i jego towarzysze opuścili Haubach, otrzymawszy pozwolenie od Stewart miasta na zaangażowanie Nords w północnej prowincji według własnego uznania. Chociaż Stewart przekroczyła w ten sposób swoje uprawnienia, jesteśmy przekonani, że dzięki takiemu wyposażeniu determinacja i odwaga, z których słynie krew D'Ahnzu, doprowadzą chłopca do obszarów kontrolowanych przez Nordów. Jako że nasz dowódca polowy nie jest oczywiście upoważniony do zatrzymywania szlachty ani przemieszczania sił w sposób wykraczający poza nasz plan bitwy, obawiamy się o bezpieczeństwo młodego Etienne'a.
Wraz z tym listem wydajemy również rozkaz naszemu dowódcy polowemu, aby zapewnił bezpieczeństwo młodemu lordowi, a jednocześnie zbieramy nasze siły. Niestety, uważamy, że dyskrecja, a nawet tajemnica, są najważniejsze, a zatem opóźnienia są nieuniknione. Wróg uważnie monitoruje nasze ruchy i jesteśmy pewni, że takie przygotowania zaalarmowałyby go i zachęciły do wzmocnienia swoich linii i patroli, tym samym narażając dzielnego młodego lorda na dalsze niebezpieczeństwo. Z tego powodu...
Wybór
...niniejszym zapraszamy na nasze ziemie Riismark etc. etc.... - Fredrik zaprosi Schura do Riismarku i da mu pozwolenie na zaskoczenie Nords i dotarcie do Etienne. Wzmocni to wizerunek Fredrika jako króla kontrolującego swoje ziemie, ale wrogowie szambelana mogą to wykorzystać jako kolejną wskazówkę, że współpracuje on z Fredrikiem.
Bitwa o Nordsrzepnięte Ziemie
"Co to za głupie imię?"
Everard był oczywiście wściekły. Spodziewałem się tego. Ale Etienne potrafił ignorować wściekłość doświadczonych mężczyzn, prawda? Miał sposób na ignorowanie wściekłości rozsądku, jeśli Erich miał coś do powiedzenia na ten temat. Właśnie dlatego był idealnym kandydatem do wysłania tutaj - i zadziałało to jak urok.
"To inspirujące i wymagające - odparł młodzieniec, zupełnie nie zważając na ogień tańczący w oczach Swordmastera. "I podkreśla naszą porażkę w zabezpieczeniu własnych ziem, naszą porażkę w utrzymaniu tych Nords z dala od naszej ziemi. NASZEJ ziemi. NASZA porażka, mistrzu miecza. Jako mężczyźni i kobiety Królestw".
"Gdyby jeden król, jeden książę, jeden cholerny baron wezwał nas, chłopcze...!" sapał Mistrz Miecza, ale chłopiec po prostu mu przerwał, władając nieświadomą wyższością rozpieszczonej szlacheckiej młodzieży na całym świecie.
"Towarzysze i ja nie zostaliśmy przez nikogo zaproszeni, Swordmaster. Po prostu zrobiliśmy to, co było słuszne. I oto jesteśmy. Tutaj ty są".
Erich prawie się roześmiał. Prawie. To, co go powstrzymało, to nie słowa chłopca - oczywiście. Powstrzymało go to, że dały one Mistrzowi Miecza chwilę wytchnienia. I że wpadł w zasadzkę.
"Cóż," powiedział, "I z drugiej strony został zaproszony".
"Bez wątpienia po to, by sprowadzić mnie z powrotem - powiedział Etienne, po czym dodał: "mimo że to ty praktycznie mnie tu wysłałeś. Czy to nie było miłe z twojej strony, mistrzu Schur?
"Wystarczy."
Nawet Etienne zastanowił się dwa razy, zanim rzucił wyzwanie mistrzowi miecza takim tonem. Schur, z drugiej strony, wydawał się nie mieć zamiaru się kłócić, zamiast tego wyciągnął flaszkę i pociągnął długi łyk. Everard spojrzał na nich obu, po czym rozejrzał się po otaczającym ich obozie. Następnie podniósł pergamin, wodząc wzrokiem po numerach raportu.
"To wszystko, co mamy? - zapytał, odwracając się do Ericha.
"Tak - wzruszył ramionami, po tym jak upił łyk ze swojej piersiówki. "Uznałem, że jeśli przywiozę więcej, miejscowi będą się trochę denerwować, jeśli wiesz, co mam na myśli, a zaproszenia niech będą przeklęte, co? Mimo to uważam, że jesteśmy wystarczająco bezpieczni, by nie ryzykowali wyprowadzki z miasta. Widzą, że nie jesteśmy... miejscowymi, bez wątpienia, a Fredrik z pewnością przyprowadzi ich więcej".
"Nie czekamy na Fredrika - oświadczył Everard.
Erich uniósł brew, ignorując szerokie, podekscytowane oczy młodzieńca obok niego, podobnie jak Mistrz Miecza. Everard patrzył prosto w ważące go oczy Schura.
"Przynęta i podstęp?" Erich zapytał po chwili.
"Przynęta i miażdżenie", odpowiedział Swordmaster. "Chyba nie widziałeś Swordbrotherów w akcji, generale. Nie lubimy się skradać".
"A przynęta to...?"
Everard uśmiechnął się.
Niebezpieczeństwo, powiedział mały głosik w głowie Ericha - i nie był to alkohol. Instynkt podpowiadał mu, że ten człowiek jest niebezpieczny, a niebezpieczeństwo to wykraczało daleko poza jego sprawność w walce. W grę wchodziły różne rzeczy. Sprawy, których nie rozumiał i które zwykle uważał za przewyższające jego umiejętności. Sprawy związane z rozkazami, królami i jego szambelanem. Coś w jego wnętrzu drgnęło nieprzyjemnie, poczuł, że jest rozgrywany - choć nie mógł być pewien, czy to przez Fredrika, Mistrza Miecza, czy jego własnego szefa. A do tego wszystkiego musiał sprowadzić Etienne'a z powrotem. Najlepiej żywego.
Nienawidził tego uczucia.
"Jeśli mamy to zrobić - powiedział ostrożnie, próbując uspokoić wzbierającą w nim burzę gniewu - jeśli mamy zaatakować miasto...
Wybór
"...to ja będę przynętą". - Erich spróbuje sprowokować Nords do wyjścia ze ścian.