Popiół i wiara

Nords zwyciężają

"Wszystkie ręce na pokład! - rozległ się ochrypły głos, ledwo przebijający się przez niesione wiatrem wycie, które było aż nazbyt powszechne w całym Mannheim. Niemal natychmiast marynarze ruszyli po obu stronach wielkiej łodzi, opierając się o jej brzegi i obracając długimi tyczkami nad zamarzniętymi wodami. Z chórem stęknięć zaczęli uderzać i pchać tafle grubego lodu otaczające statek, rozbijając je z niemałym wysiłkiem. Z zaciśniętym dudnieniem długi okręt posuwał się naprzód, odpychając na bok lodowate szczątki, które chciały go unieruchomić.

Reginleif stał na dziobie statku i nie spuszczał wzroku z wysiłków marynarzy, wpatrując się pustym wzrokiem w skaliste klify przed sobą i szeroki otwór jaskini - połykający burzliwe wody w wielkich, pieniących się łykach - który dominował nad ponurym tłem.

Znajomy głos zażądał uwagi Volvy zza jej pleców, skłaniając Reginleif do odwrócenia się i wyjścia z transu. "Pani - odezwała się młoda kobieta. "Wszystko jest przygotowane do zejścia na ląd. Sarkofag Wælcyrge jest gotowy do dalszej podróży.

Volva rzuciła długie, surowe spojrzenie na swoją podwładną. Bandaże Hildy, paski wyblakłego płótna zwinięte wokół jej lewego oka, były na szczęście pozbawione krwi przez kolejny dzień. Jedna z wielu pamiątek z tej przeklętej nekropolii, pomyślał Reginleif. Tak wiele strat - tak wielu zabitych.

Volvę najbardziej uderzył jednak ponury wyraz twarzy, który przylgnął do rysów Hildy, zakłócając jej ciepłe oblicze. "Wyrzuć to z siebie i mów wprost - rozkazała Volva. "Nie pozwolę, byś w takiej chwili dąsała się jak rozwydrzone dziecko.

Jej brwi uniosły się ze zdziwienia, a Hilda przemówiła, jej słowa były bezpośrednie jak rozkaz. "Po co oddzielać się od reszty floty, pani? Dlaczego mamy czaić się w cieniu jak łotrzykowie i złodzieje? Mogliśmy pomaszerować na Drzewo Świata jako zwycięzcy, w pełni sił, ale zamiast tego postanowiliście się ukrywać..."

Reginleif pozwoliła sobie na oswojony uśmiech, kładąc dłoń na ramieniu swojej podwładnej. "Jesteś dobrą wojowniczką, Hildo. Potrafisz posługiwać się większością broni i masz bystry umysł, ale myślisz zbyt wąsko - twoja młodość nie daje ci zbyt wielu niuansów...".

Młoda Walkiria zmarszczyła głęboko brwi, a jej głos wyrażał protest. "Chodziło mi tylko o to..."

"Nasz sukces nie oznacza, że zostaniemy przyjęci z otwartymi ramionami - przerwała Volva. "Narobiliśmy sobie wielu wrogów, zanim wyruszyliśmy na naszą wielką przygodę. Wrogów, którzy użyliby niehonorowych środków, by odebrać nam to, co do nas należy - ukraść Wælcyrge, by wzmocnić swoje błędne przekonania..."

"Mówisz o swoim ojcu, tak? - zapytała Hilda, a jej wyraz twarzy złagodniał.

Reginleif westchnął. "Tak, stanąłby nam na drodze, ale oprócz niego są jeszcze inne zagrożenia dla naszej sprawy. Volva zatrzymała się na chwilę, spoglądając przez ramię na stromy klif za sobą. Choć ledwo widziała Drzewo Świata z tej perspektywy, tak blisko linii brzegowej, jego dominująca obecność wciąż była wyczuwalna. "Musimy dostać się do Yggdrasila, zwracając na siebie jak najmniej uwagi - kontynuowała. "Tylko wtedy proces przebudzenia Wælcyrge będzie mógł się rozpocząć.

Hilda zgodziła się skinieniem głowy, spoglądając w górę, gdy ziejąca paszcza wielkiej morskiej jaskini pochłonęła statek w całości. Wewnątrz światło dnia było skąpe i przyćmione, co skłoniło wojowników do zapalenia pochodni. Było niesamowicie cicho, a wycie wiatru z zewnątrz przycichło, gdy weszli głębiej. Kłęby mgły unosiły się niczym upiory, podobne do wilgotnego oddechu kamiennego lewiatana, sięgając eterycznymi wąsami. Ponurą monotonię przełamywała woda kapiąca z sufitu jaskini, której lodowate krople uderzały o pokład statku. 

"Tam! - zawołał Reginleif, wskazując na niski występ, który był ledwo widoczny w ciemności. "Podpłyń do tych skał, a my przywiążemy statek - zawołała Volva do swoich ludzi, którzy już wiosłowali. "Teren jest wystarczająco płaski, by zejść na ląd. Mapa wskazuje na pobliski otwór prowadzący na powierzchnię. 

Statek skrzypiał i protestował, gdy jego burta naciskała na skały, a drewniana rampa bezzwłocznie dotarła do naturalnie uformowanego doku. Mężczyźni zajęli się procesem wysiadania - przynosząc drewniane skrzynie i bursztynową obudowę Wælcyrge - dopóki ostry trzask nie zatrzymał ich w miejscu. 

Reginleif obróciła się, sięgając po broń, gdy kilka luźnych kamieni spadło przed nią. Spoglądając z cienia spowitego mgłą, dostrzegła trzy pary oczu. Te po bokach stały niżej i świeciły przeszywającym światłem charakterystycznym dla bestii i dzikich zwierząt - towarzyszące im warczenie potwierdzało ich naturę. Druga para, górująca nad dwiema poniżej, miała kolor wyblakłej, lodowatej szarości - niemrugająca i groźna. 

Zanim Reginleif i jej wojownicy zdążyli zareagować, mężczyzna - w towarzystwie dwóch warczących wargów - wyłonił się z cienia, przecinając wilgotną mgłę niczym ostrze ciało. Chudy, o zahartowanych w boju mięśniach i ścięgnach, odziany w futro i skórę, mężczyzna zbliżył się do przybyszów. Jedną rękę położył na stojącym najbliżej wargu, uspokajając nieco wygłodniały temperament bestii, a drugą sięgnął do ramienia, pieszcząc kruczoczarne pióra siedzącego na nim kruka. Głos mężczyzny był szorstki, gdy w końcu przemówił.

"Czekałem na ciebie - zawołał nieznajomy, a kruk wzbił się w powietrze i dołączył do swojego bliźniaka na pochowanym Wælcyrge - obaj spoglądając na Reginleifa z chytrym uznaniem.